Wszystko, co możliwe

Elizabeth Strout 
Amerykańska pisarka stała się kluczową personą w polskim światku literackim, warto chociażby podać, że jej książka "Mam na imię Lucy" została uznana przez redaktorów Gazety za książkę roku i słusznie. Strout wydała pierwszą książkę mając ponad czterdzieści lat, tak bardzo bała się, że poniesie porażkę. 

Książki
Czytanie Strout polecam zacząć od czytania "Olive Kitteridge", o którym piszę tutaj. To świetny wstęp do jej twórczości, intrygujący, nie zawsze łatwy, wymagający i wciągający. Na podstawie książki powstał wspaniały miniserial. "Bracia Burghess" to zupełnie inna książka, utrzymana w innej tematyce, rozprawiająca się z tematem inności, pisałam o niej tutaj. Jest jeszcze "Mam na imię Lucy Barton" jest książką niepodobną do innych. Bohaterką jest pisarka, która choruje i w czasie choroby odwiedza ją matka, której nie widziała od lat.


"Wszystko, co możliwe"
"Wszystko, co możliwe" może się wydawać na pierwszy rzut oka kontynuacją książki "Mam na imię Lucy", nie jest to jednak do końca prawda, bo książkę można czytać oddzielnie albo innej kolejności, co nawet wzbogaca postać głównej bohaterki. W tej książce dowiadujemy się, co ominęło Lucy w życiu społeczności, którą opuściła i co opuściła opowiadając o swoim życiu. W pierwszej książce autorka skupia się na relacji Lucy z matką, w drugiej opowiada o jej relacjach z rodzeństwem i społecznością, z której się wywodzi.

To ostatnie wydaje mi się najciekawsze. Dziedzictwo rodziny Bartonów. Na to zwróćcie uwagę czytając tę książkę. Czy poczucie winy w obserwowaniu ubóstwa i przemocy, w poczuciu bezsilności, albo niechęci do ingerencji może skutkować gniewem i pretensjami. Czy cudza krzywda pozostawia niezatarty ślad w społeczności? Czy mała miejscowość składa się z ludzi, którzy jak puzzle tworzą całość i oddziaływają na siebie. Bez jednego fragmentu obraz nie jest pełny. 

Czytając książki w kolejności napisania poznajemy bohaterów, o których słyszeliśmy stają się bliżsi. Rodzeństwo Lucy, woźny, siostry Nicely to pełnowymiarowe postaci, które stają się bliższe czytelnikowi. Poszczególne opowiadania pozwalają nam spojrzeć na bohaterów z różnych stron, stają się pełni, krwiści i prawdziwi. A czasami bliscy, bo w prozie Strout ludzie są ludzcy. Uwielbiam, kiedy autor tworzy bohaterów pełnych wad i zmiennych, szczególnie ta zmienność, granie w relacjach z poszczególnymi ludźmi, nadawanie sobie znaczenia i krzywdzenie siebie nawzajem.  
Imag
Cred
Many of Strout’s crisply drawn characters will confront that question as they move beyond their “humble beginnings.” Patty Nicely, in a moment of anger, calls Lucy’s niece “a piece of filth” and in a phone call refers to the Barton family as “trash.” Later she takes that back, feeling that her life has been changed by reading Lucy’s book, in which “Lucy wrote how people were always looking to feel superior to someone else, and Patty thought this was true.” Dottie Blaine similarly notes how certain visitors to her bed-and-breakfast “seemed to feel very superior” and that “this matter of different cultures was a fact that got lost in the country these days. And culture included class, which of course nobody ever talked about in this country, because it wasn’t polite, but Dottie also thought people didn’t talk about class because they didn’t really understand what it was. For example, had people known that Dottie and her brother had eaten from Dumpsters when they were children, what would they make of it?”
Dottie’s right. We don’t talk much about such matters (or we didn’t until recently). Strout is quietly offering us a kind of master class on class, starting with a title that ironically suggests its opposite. When, in “Sister,” Vicky reveals to Lucy some particularly humiliating family history and suggests that Lucy write about it, Pete says he’d prefer to read “about the family on the prairie” and Lucy begs her to stop talking. “She said — and her voice was loud and wobbly — ‘It was not that bad.’ Her voice rose. ‘No, I mean it.’”

Komentarze