Warto (2)

WARTO
(odcinek 2)

1. Zrobić sobie dzień bez komputera.

Pod koniec września mój laptop się zepsuł. Tak naprawdę nie laptop, ale ładowarka, co tu dużo mówić, wybuchła. Zostałam odcięta od internetu, nie całkowicie, ponieważ mój brat pozwalał mi raz dziennie przez godzinę korzystać z jego komputera. Godzina dziennie, jeszcze dziesięć lat temu, kiedy mieliśmy internet naliczany od ilości godzin w nim spędzonych, wydawała się wiecznością. Teraz godzina internetu dziennie to kropelka w morzu moich potrzeb. Uświadomiłam sobie, że jestem uzależniona... W przypływie natchnienia zrezygnowałam nawet z oferowanej mi godziny, żeby odpocząć i... świat się nie zawalił, czekało na mnie kilka dodatkowych maili do odpisania, ale zyskałam czas na długą, kąpiel, spacer, całkowite skupienie nad książką, ale przede wszystkim nową perspektywę w spojrzeniu na świat. Szykuje się nowa tradycja. 

2. Przeczytać esej Juliana Barnes'a z Wyborczej


zatytułowany "Życie wśród książek".  Artykuł opatrzono równie ciekawym podtytułem: "Czytanie to umiejętność, którą posiada większość, i sztuka, którą uprawia mniejszość." Julian Barnes, autor "Papugi Flauberta" i "Athura i George'a", o których pisałam tutaj i tutaj, opisuje swoje życie poprzez książki, które czytał. Dickens z biblioteczki dziadka, kupowane za odłożone pieniądze i obkładane folią, żeby się nie zniszczyły klasyki literatury rosyjskiej, książki wyłowione w magazynach i składzikach, czy pierwsze wydania dzieł Huxley'a. Wspaniały esej o roli, jaką książki odgrywają w naszym życiu. Zmusza do przemyślenia własnej wersji "życia wśród książek". 

3. Obejrzeć zdjęcia Krakowa na blogu "9shots"


Pod adresem  http://9shots.blogspot.com/ znajdziecie przepiękne zdjęcia ulic Krakowa i nie tylko, wychwytujące to, co najważniejsze, czyli magię i ludzi.  Strona opatrzona jest wspaniałym mottem autorstwa Bruce'a Gildena: jeżeli patrząc na fotografię możesz poczuć zapach ulicy, to to jest właśnie fotografia uliczna (tłumaczenie moje). Zupełnie inny blog ze zdjęciami Krakowa, do zobaczenia tutaj


4. Przeczytać "Słodkie życie w Paryżu" Davida Lebovitz'a


Nie miałam okazji pisać o książkach o jedzeniu. "Słodkie życie w Paryżu" David'a Lebovitz'a to jedna z nich, nie powieść, nie książka kucharska, ale gawęda o jedzeniu. Amerykanin przeprowadza się do stolicy Francji, spełnia swoje wielkie marzenie i opisuje słodkie życie w Paryżu (naprawdę słodkie, bo większość jego przepisów zawiera w sobie czekoladę, albo inne słodkości). Przyjemność czytania i wyobrażania sobie smaków Paryża była niezaprzeczalna, a jednak...  Sama nie wiem jak "ugryźć" ten temat. Amerykanin pisze książkę o życiu w stolicy Francji, opierając się na wszelkich możliwych stereotypach. Wybranie takiej formy pozwala na opisanie różnic kulturowych, ale także utrwalanie stereotypów. Znajdziecie tu anegdotki (opalenizna Sarkozy'ego), a także mechanizmy rządzące życiem w wielkim mieście ("potrącacze", "kolejki mnie nie obowiązuję"). Trochę autobiografia, trochę przewodnik. Co pić w Paryżu? Jak korzystać z banków? Całkiem przyjemne w czytaniu. A jakby ktoś czuł niedosyt czytania, autor prowadzi bloga, którego znajdziecie tutaj.  

5. Wypróbować mus czekoladowy Davida Lebovitza

Najlepszy mus czekoladowy jaki jadłam zrobiła moja siostra, która po powrocie z Francji przywiozła ze sobą tabliczkę czekolady Nestle o smaku kawowym. Ubolewam, że w Polsce nie ma takiej czekolady, bo wystarczyło ją rozpuścić, dodać bitą śmietanę i odstawić do lodówki. Oto cała filozofia. Wypróbowując przepisy szukam smaku idealnego; czekolady lubię słodkie, ale z gorzkawą nutą w tle, gęste, bez sztucznego posmaku, nie lubię białej czekolady, a z drugiej strony wyrób czekoladowy (który nawet na opakowaniu nie zasłużył na miano czekolady) mogę jeść tonami. Mus czekoladowy musi być słodkawy, ale z deserowym posmakiem, idealny... Poniżej przepis na mus czekoladowy wg Davida Lebovitza, jeden z dwóch przepisów podanych w książce, wybrałam ten bez jajek, super smaczny. 

(na 3 porcje)
(z moimi zmianami)

Rozpuścić 200g czekolady (ja dałam 100g deserowej i 100g mlecznej) z 4 płaskimi łyżkami masła i 60 ml wrzącej wody. W oryginale dodatkowo 3 łyżki chartreuse. Ubić na sztywno 3/4 szkl śmietany kremówki (180-200ml). Dodać 1/3 szklanki ostudzonej masy czekoladowej do śmietany, wymieszać. Dodać resztę śmietany. Przelać do foremek. Schładzać min. 3 godziny.

P.S. zdjęć musu na razie niestety nie dodam, walczę z techniką, na razie to ona wygrywa...

Komentarze

  1. Warto napisac maila do Saszy,
    ale dzien bez komputera to dobry pomysl.
    WLasnie mialam cos podobnego w niedziele, kiedy wylaczono mi Internet, ale duzo cudownych rzeczy sie stalo dzieki temu.


    P.S. Warto kontynuowac pisanie "Warto" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech się Sasza nie martwi, mail jest w produkcji:P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz