"Arthur i George" J. Barnes

John Barnes dostał w tym roku Bookera. Nominowany był trzykrotnie, za "Papugę Flauberta:, "Anglia, Anglia" i książkę, która jest przedmiotem moich dzisiejszych dywagacji - "Arthur i George". Książka, która zapewniła mu upragnione zwycięstwo jest "The Sense of Ending". Odbierając nagrodę autor opowiedział anegdotę o Borgesie. Kiedy zapytano wielkiego pisarza dlaczego nie dostał jeszcze Nagrody Nobla, ten odpowiedział, że w Szwecji istnieje małe lobby producentów domków letniskowych, poświęcające się blokowaniu jego Nobla. Barnes podejrzewał, że istnieje podobna organizacja w Anglii.


A jednak autor się doczekał Nagrody. Doczekał się także zainteresowania z mojej strony, z czego nie zdaje sobie zapewne sprawy, a może? Zainteresowania, które już chyba zawsze będzie mu towarzyszyć, bo "Arthur i George" to moim zdaniem powieść doskonała. 

Na początku XX wieku w Anglii toczy się szeroko komentowany proces George'a Edjalji'ego, którego oskarżono o znęcanie się nad zwierzętami i rozsyłanie anonimów z pogróżkami.  Edjaji był synem anglikańskiego pastora, ale mimo, że mogłoby to ułatwić mu życie  w edwardiańskim społeczeństwie, i pewnie ułatwiłoby gdyby nie jeden szczegół, jego ojciec był Hindusem. Oczywistością było, że proces miał rasistowski podtekst, a wyrok wydano na podstawie poszlak, a nie dowodów. A mimo to nikt nie ujął się za młodym Georgem, i zapewne odsiedziałby on cały wyrok, gdyby nie usłyszał o nim....

.... Arthur. Nie jakiś tam Arthur, ale Arthur Conan Doyle. Barnes sięga po prawdziwą historię opisując prawdziwe śledztwo autora Sherlocka Holemsa. Opisuje pisarza jako człowieka złożonego, zaaferowanego sprawami rodzinnymi, mężczyznę o sztywnym kręgosłupie moralnym, a jednocześnie zawieszone pomiędzy miłością do nowej kobiety a wiernością żonie. Arthur to człowiek tak wierny swoim przekonaniom, że angażuję się w sprawę George z wielkim zapałem.

Zagadka kryminalna, a raczej udowadnianie niewinności George'a to tylko jeden z planów książki Barnesa. Drugim, może nawet ważniejszym jest opis rasizmu, występującego w edwardiańskim społeczeństwie, który można z powodzeniem odnieść do dnia  dzisiejszego. Autor opisuje narastającą niechęć do ciemnoskórego sąsiada. Rasizm, który nie objawia się bezpośredniej konfrontacji, przyjmującej formę jawnej dyskryminacji, czy agresji, ale anonimowych pogróżek.

Wydaje się, że George, nie pada ofiarą jawnej dyskryminacji poprzez system społeczny, w którym przyszło mu żyć, bo czyż nie skończył studiów prawniczych, czyż jego ojciec nie jest pastorem? Ale mimo możliwości uzyskania edukacji bohater nie ma jakichkolwiek szans na karierę. Nikt głośno nie powie, że jego kolor skóry jest inny, a jednak każdy przekręca jego nazwisko. Rasistowskie uprzedzenia podszyte są strachem przed nieznanym, obcym, a także ciemnotą i niedouczeniem. Szef policji nie ma zielonego pojęcia jaki stosunek do zwierząt ma hinduizm, ale bez obaw stwierdza, że winny jest George, bo Anglik nie byłby zdolny do takiego barbarzyństwa.

Barnes w swojej powieści porusza temat rasizmu, który jest tematem niezwykle aktualnym, przede wszystkim w wielokulturowej Wielkiej Brytanii, ale także coraz bardziej aktualnym u nas. Dodatkowo opakowuje nośny temat w doskonałą fabułę (bo czyż nie przeczytalibyśmy książki jedynie dla wątku  prawdziwego śledztwa autora "Sherlocka Holmesa"), ozdabiając dzieło dodatkowo niezwykłymi, pełnowymiarowymi bohaterami (co jest swoistą wisienką na torcie). Zapraszam wszystkich do literackiej uczty i zaznaczam, że o Barnesie jeszcze u mnie usłyszycie.

P.S. I jeszcze jedno. Dla wszystkich wielbicieli twórczości Conan Doyle'a  - arcyciekawy blog. 

Komentarze