"Pokłosie" Władysława Pasikowskiego

Zwykle piszę recenzje "na świeżo", zaraz po obejrzeniu filmu, przeczytaniu książki. Tym razem było inaczej, potrzebowałam trochę czasu, żeby pomyśleć o tym filmie. Podchodzę z dosyć duża rezerwą do filmów, które na długo przed premierą są głośno komentowane, burza medialna mnie odstrasza. A jednak poszłam do kina, bo uważam, że problem, o którym traktuje film, to problem ważny, problem zapominania, niegodzenia się z przeszłością, a wręcz jej wybielania. O czym jest "Pokłosie"? To historia inspirowana luźno wydarzeniami w Jedwabnem, opisanymi w książce "Sąsiedzi" Grossa i "My, dzieci z Jedwabengo" Bikont (o której pisałam tutaj), historia małej miejscowości, której zaraz po wojnie popełnili rzecz straszną.

Maciej Stuhr i Ireneusz Czop

Twórca. Władysław Pasikowski, twórca kultowych filmów sensacyjnych i wojennych, kręci film o Polsce. Zaskoczyło mnie to, a jednak reżyser nie byłby sobą, gdyby nie nadał swojemu filmowi nietypowej formy dla takiej treści. Pasikowski serwuje widzowi kryminał, kryminał o dwóch braciach. Franciszek (Ireneusz Czop) wraca po 20 latach z Chicago do rodzinnej wsi, gdzie mieszka jego brat Józef (Maciej Stuhr), by skłonić go do pogodzenia się z żoną, która odeszła od Józefa i zamieszkała z dziećmi w domu Franciszka. Na miejscu okazuje się, że Józef ma problemy we wsi, jest prześladowany, ponieważ odważył się odgrzebać historię, którą wieś ukrywała przez lata. Bracia podejmują się trudnego zadania rozwikłania zagadki z przeszłości. Wszystko w klimatycznej scenerii,  z użyciem bliskich planów, okraszone posępną muzyką, łączy w sobie kryminał z horrorem i thrillerem, ale przede wszystkim jest to wspaniale zagrane (Maciej Stuhr zagrał w tym filmie rolę życia, wielowymiarową, emocjonalnie skonfliktowaną postać; świetny Ireneusz Czop). Nadużyciem moim zdaniem było przedstawienie skojarzenie zła, które się wydarzyło z brzydkimi twarzami chłopów, prymitywizmem, który z nich bije. Oglądając ten film należy jednak pamiętać, że nie jest to odtworzenie wydarzeń z Jedwabnego, w pewnym momencie film staje się bardzo symboliczny i dla całkowitej szczerości recenzenckiej, te wysokie tony są zagrane trochę fałszywie, cienka jest granica między patosem a kiczem.


"Pokłosie" to film ważny, sprawiający,  że widz podczas oglądania odczuwa fizyczny ból trwający długo po wyjściu z kina. W kontekście tego filmu przypomina mi się wypowiedź Jacka Kuronia, komentująca sprawę Jedwabnego: "Nie odczuwam specjalnego dyskomfortu, że Polacy okazali się mordercami. Morderców można znaleźć w każdej nacji. Przerażająca i hańbiąca jest dla mnie dopiero ich obrona. A podejmują się jej biskupi, uczeni, publicyści. Ukrywanie morderców i zaprzeczanie rzeczywistości stanowi dojmujące marnotrawstwo dobrego imienia Polski." Butą jest powiedzieć, zgadzam się z Jackiem Kuroniem, choć to prawda, "Pokłosie" dotyka czarnej karty historii, karty, której nie można wyrwać z podręcznika, ponieważ ona trwa w nas samych. Tadeusz Sobolewski w swojej recenzji pisze, że jest to film, na który powinno zabierać się wycieczki szkolne. Drażnią mnie komentarze mówiące o szkalowaniu Polaków w tym filmie, ja nie znalazłam tam oszczerstw rzucanych w stronę Narodu, tak naprawdę ten film mógł mieć miejsce w innym kraju, pod inną okupacją. Najważniejszym przesłaniem tego film jest prawda o ludziach, którzy nie zawsze są dobrzy, boją się innego, są chciwi, zawistni, ale także o ludziach, którzy nie są w stanie znieść niesprawiedliwości, dla których zło jest złem, którzy są w stanie powiedzieć, „Ten świat to jedne wielkie kurestwo, nic z tym nie zrobimy, ale nie musimy do tego przekładać ręki.". Zabranie młodzieży na ten film nie wystarczy, potrzebna jest dyskusja, o historii, o jej czarnych kartach i bohaterach oraz o kondycji człowieka. 

Komentarze