
"Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej-Johnson" to bardzo dobrze napisany reportaż-biografia w typie od urodzin, aż do śmierci. Należę do pokolenia, które nie kojarzy za specjalnie kobiety, która miała uratować Stocznię. Autorka mówi o swojej bohaterce, że jest ona emigrantką ekstremalną, "jeśli mówi się, że ktoś wyjechał za granicę i osiągnął sukces, to ona jest takim przykładem ostatecznym".
Ale historia Barbary Piaseckiej-Johnson, Polki, która wyjechała w latach sześćdziesiątych i pracowała jako pokojówka, żeby potem wyjść za Pana domu, a po jego śmierci stać się dziedziczką wielomilionowej fortuny, często bywa spłycana do prostego powiedzenia "pieniądze szczęścia nie dają". Tymczasem autorce nie chodzi o opisanie szczęścia, czy nieszczęścia bohaterki.
Gdyby opisać Piasecką jednym słowem zdecydowałabym się na przymiotnik barwna. Trudna, byłoby zbyt proste. Winnickiej przyszło opisać kobietę niesamowicie złożoną pełną wigoru, który porywał, bezczelności, która odrzucała, obrażalską, szczodrą, pyszną i nieufną. Pisarce udało się uciec od trywializmu, opisać bohaterkę z empatią, ale przede wszystkim z zaciekawieniem.

W kwestii podtytułu widzę bezczelną rękę edytora, bo czytając książkę nie znalazłam zagadki. Chyba, że zagadką było to, że dziewczyna znikąd została milionerką w Ameryce, pytanie tylko, czy jest w tym jakaś tajemnica.

Autorka z uśmiechem na ustach przytacza anegdotkę w wywiadzie radiowym: "Przeczytałam kilka wspomnień o Kownackiej, które opisywały ją jako nauczycielkę, taką ciocię i spojrzałam na jej zdjęcia. (tutaj pauza i znaczący uśmiech). I stwierdziłam, że coś mi się nie zgadza." Dziennikarz nie zareagował. A przecież w tej wypowiedzi słychać tezę. Pod tą tezę autorka dobierała źródła.
Przeczytałam tą książkę trochę z przekory (u Moniki tutaj) widziałam recenzję bardzo niepochlebną, ale leżała samotna w bibliotece, a że ja czasami lubię się podenerwować, wypożyczyłam. Książka zaczyna się od fotografii, z której Kownacka wycięła brata. Jest w tej opowieści dużo ciekawostek, ale warsztat niestety zupełnie wykoślawiony. Sama Kownacka jawiła mi się jako osoba tragiczna, bardzo emocjonalna, z nutą tragizmu, który jak refren wracał w jej życiu.
Życie Kownackiej to materiał na bardzo dobrą biografię. Rodzinne waśnie, wczesna śmierć matki, zawody miłosne, rozczarowanie z wiązane z koniecznością zakończenia edukacji, kariera literacka, przyjaźnie ze znanymi pisarzami i znajomości z młodymi mężczyznami. Szkoda straconej szansy, mam nadzieję, że ktoś inny podejmie próbę odkrycia Kownackiej na nowo.
***
Trudno uciec ostatnimi czasy od wielkiej ogólnopolskiej dyskusji o stanie polskiego reportażu. Szczygieł kłóci się z Leszczyńskim, jaką rolę odgrywa fikcja w kontekście non-fiction. Warto prześledzić tą dyskusję. Tymczasem popularność gatunku nie słabnie. Matka chrzestna tegoż Pani Monika Sznajderman wróży bliski kres szału reportażowego. Ciekawe, który gatunek na tym skorzysta?
Komentarze
Prześlij komentarz