Rok królika

Nastąpiło zbiorowe wyparcie. Okazuje się bowiem, że "Rok królika" to pierwsza po Nike powieść Joanny Bator. "Wyspy łzy" nie było. Nie istniała. Ogarnął ją mrok, prawie ciemno. Prawie, bo ja pamiętam zawód. Ale Bator powraca nową powieścią. Zbiorowa ekscytacja wśród recenzentów i dziennikarzy. Szczególnie w poczytnych periodykach. Część krytyki jest ostrożna. Pojawiają się też ostrożne recenzje krytyczne. W końcu to Bator. 

W jednej z recenzji (na śmierć zapomniałam, gdzie) autor nazywa powieść szmatławą i znakomitą. Szmatława, tak. Znakomita, nie. Czemu szmatława? (ewidentnie rozkoszuję się tym słowem) Cała powieść jest upstrzona nagłówkami z tabloidów. Tabloidyzacja obejmuje nie tylko język, ale i akcję, którą wypełniają surrealistyczne sceny. To nie komplement. Czytając miałam wrażenie, że granica absurdu została przesunięta. Śmieci zalały przekaz. Opisy nie służyły zwróceniu uwagi na problemy współczesnego świata. Tabloid jest w nas, ktoś napisał. Ale czy to znaczy, że jesteśmy tak samo zaśmieceni, jak ta książka? Przytaczanie wewnątrz akapitów tytułów z tabloidów nie wnosi nic do akcji powieści. Jest po prostu męcząca. 

Książka została zatytułowana "Rok królika" nieprzypadkowo. Tytuł odnosi się do roku 2011, czyli roku królika. Czy królik w powieści coś symbolizuje? Niekoniecznie, ale można pokusić się o różne interpretację, większość na siłę. Królik powraca raz po raz. Bator powiedziała przy ostatniej powieści, że zdanie "Znikła bez śladu" po prostu do niej przyszło. Wydaję mi się, że takie obsesję są u niej nierzadkie. Królik też przyszedł, nie chciał odejść i nie z tego nie wniknęło. Anna Karr także pojawiła się w poprzedniej powieści laureatki Nike, mam nadzieję, że przy kolejnym podejściu uda jej się wyjść z autotematyczności.

Bator w jednym z wywiadów wspominała, że myślała o napisaniu powieści o poliamorii. Napisała powieść o wychodzeniu z poliamorycznego związku. Pomijając zupełnie komplikacje związane z tego rodzaju relacją. Jedyne wytłumaczenie to kilka banalnych zdań: "Julia Mrok (główna bohaterka) dokładnie tego pragnęła, wspólnoty złożonej z niej i dwóch mężczyzn i to był dla niej ostateczny i jedyny argument, by spróbować. Liczyła się prywatna przyjemność, a nie rewolucja". Trudna uznać, że jakiejkolwiek przyjemności doznała. Trudno powiedzieć, czym jest przyjemność dla Julii Mrok (powtarzam to nazwisko z mieszanką przyjemności i irytacji). Julia Mrok jest autorką romansów historycznych, swego rodzaju celebrytką.  Bohaterka jest płytka. Jak bohaterki romansów. Związała się z Aleksandrem i Alem, bo pragnęła "zakotwiczenia w życiu". Odchodzi, bo przeraża ją spisek kochanków, chce zniknąć. 

Czytałam dawno temu, chyba w Wysokich Obcasach, reportaże o kobietach, które odeszły. Po prostu wyszły pewnego dnia ze swojego życia. Ich powody były bardzo różnorodne, wynikały z okoliczności, ich uczuć, rozczarowań, oczekiwań. Wszystkie bardziej przekonywujące niż ledwie zarysowane motywacje Julii Mrok, która zmienia się w Annę Karr.

Podsumowując, "Rok królika" nie jest książką udaną. Wydaje się nieudolną grą na motywach znanych z poprzednich książek autorki. Jeśli to granie konwencją, nie wiem jaka to konwencja. Dla mnie nie gra. Ale okładka mi sie podoba. Mam do Bator dużo ciepłych uczuć więc się nie obrażam, będę czekać, będę czytać kolejne książki. Tymczasem niezaznajomionym polecam "Piaskową Górę" i "Ciemno, prawie noc". 

Komentarze