Białystok Kąckiego.


Ucichły zachwyty, więc wzięłam do ręki reportaż Marcina Kąckiego. Zaskakująco "Białystok" zaczyna się w Łapach, miejscowości przez którą przejeżdżały wagony pełne białostockich Żydów. Antysemityzm nie umarł, to smutne. W tle opowieści czai się Ludwik Zamenhof, twórca esperanto, języka, który miał w zamyśle łączyć. Zamenhof uważał, że główną przyczyną sporów między ludźmi jest bariera językowa. Tą dosyć naiwną tezę Kącki bezlitośnie obala.

Białystok to miasto plasujące się w czołówce miast, w których się dobrze żyje. Autor skupia się na przedwojennym w większości Żydowskim mieście i jego pozostałościach, które widać we współczesnym Białymstoku. Połączenie z przeszłością zostało zerwane, a obecni mieszkańcy jawią się jako ksenofobi i rasiści, zbyt generalizując i dosyć niesprawiedliwie.

Autor porusza wiele tematów, cud w Sokółce, nazistów, Jedwabne, Żydów wywożonych do Treblinki. Rozdrabnia się i ucieka mu samo miasto. Wycieczki po okolicach dodają i odbierają opowieści. Gdzieś w tle rozbrzmiewa jeszcze disco polo. To świetnie napisany reportaż. Pisany z zewnątrz przez Poznaniaka, który starał się spojrzeć na miasto obiektywnie. Autor przyjechał jednak z pewnym założeniem, co zaczyna drażnić już po kilkunastu stronach. Pisanie pod tezę bywa bardzo jednowymiarowe. A szkoda. 

P.S. Nigdy nie byłam w Białymstoku. Po lekturze tej książki to się raczej nie zmieni. 

Komentarze