Syn Szawła.

Temat Holocaustu nie wyczerpie się nigdy.


Wydawałoby się, że wszystko zostało powiedziane, wszystko zostało opowiedziane. Owszem, temat ujęty w historię bohaterskiej jednostki, która ryzykuje życie dla wielu, przy czym swojego nie traci, wyczerpał się. Jednak dwa filmy, które paradoksalnie zostaną nagrodzone Oscarem rok po roku podeszły do tematu zupełnie inaczej. Najpierw "Ida" opowiadająca o życiu po Shoah, odkrywaniu ciężaru dziedzictwa. Kameralna, cicha. Teraz "Syn Szawła", surowy, prawdziwy, przerażający.

Film węgierskiego debiutanta przytłacza realizmem. Na ekranie pojawia się krótka definicja słowa Sonderkomando. Potem trafiamy do piekła, przyjeżdża pierwszy transport. Kamera często pojawia się za plecami głównego bohatera. To film skierowany do świadomego widza, który przychodzi do kina z pewną wiedzą, która pozwala mu uporządkować historię, którą widzi na ekranie. Widz wchodzi w jądro ciemności, nie spodziewa się miłej podróży, oglądając ten film konfrontujemy się ze swoimi własnymi wyobrażeniami i odczuciami. To nie zawsze katartyczne doświadczenie. 


Historia została opowiedziana z perspektywy ofiar, ale jest to bardzo specyficzna grupa ofiar. Mężczyźni, silni, na tyle by pracować fizycznie, odizolowani od innych więźniów obozu. W każdej grupie ludzi samoistnie wytwarza się hierarchia i nie mówię tutaj o wyznaczonym przez zarząd obozu kapo, ale dalej o samych więźniach między sobą. Mężczyźni chcą żyć. Więźniowie należący do Sonderkomando to ludzie odpowiadający za obsługę machiny śmierci. Trwają dyskusje, czy więźniowie należący do Sonderkomando to ofiary, czy kaci. "The Times" napisał, "że wyrafinowany sposób opowiedzenia tej historii jest intelektualnie odrażający i pozbawiony głębszego historycznego kontekstu". To bardzo amerykański komentarz, który zakłada, że kino powinno tłumaczyć całą rzeczywistość. "Syn Szawła" to film dla osób, które są obeznane z kontekstem, nie wyobrażam sobie, żeby inteligentny widz potrzebował kontekstu. 

Pomysł, by pokazać obozowe piekło poprzez doświadczenie pojedynczego człowieka, więźnia Sonderkommando, od samego początku wiązał się z radykalnie innym sposobem narracji. Nigdy nie zamierzaliśmy tej estetyki zmieniać

Bohater filmu, Szaweł, węgierski Żyd, który był kiedyś zegarmistrzem jest przewodnikiem po życiu Sonderkomando.  Wchodząc w jego świat, widzimy mijające go, rozmyte twarze ludzi z pierwszego transportu. Dookoła słychać głosy mieszających się języków, polskiego, niemieckiego, węgierskiego i wielu innych. Wiemy, co mówią, czujemy, kiedy zaczynają się bać. Szaweł żyje jakby w otępieniu. Czy to jego obrona? Bohater zdaje się obudzić dopiero, gdy znajduje ciało chłopca, który przypomina mu syna. Czy naprawdę miał syna, do końca nie wiadomo. Szaweł stawia sobie za zadanie pochować chłopca zgodnie z tradycyjnym obrzędem. Przestaje się dla niego liczyć cokolwiek oprócz jego misji, jego własne życie i życie współwięźniów konspiracyjnie planujących ucieczkę. Szaweł podąża za szaleńczą ideą w miejscu naznaczonym szaleństwem. Staje się obozową Antygoną, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami. 


Można krytykować obsesje związaną z opowiadaniem o II Wojnie Światowej, przecież były inne wojny, nowocześniejsze ludobójstwa. A jednak żadne inne nie działo się w samym centrum z lekkim odchyleniem na wschód Starego Kontynentu i sprawcą żadnego innego nie był naród artystów i filozofów.

Zależało mi, żeby w „Synu Szawła” odejść od mitologii przetrwania, nie zajmować się wyjątkami, tylko realnością. To był nasz cel. Pokazać, zwłaszcza młodszemu pokoleniu, że nie było szans na przeżycie, nie było nadziei na ocalenie.

P.S. Oglądam Oscarowe filmy, są nudne, niedopracowane, często niepotrzebne, źle napisane i nie wzbudzają żadnych uczuć. "Syn Szawła" to przerażająco odświeżające doznanie. 

P.S.1 Główną rolę gra absolwent polonistyki na UJ, Geza Rohrig.

P.S.2 Wypowiedzi reżysera, Laszlo Nemesa, zaczerpnęłam z dogłębnej recenzji filmu autorstwa Janusza Wróblewskiego zamieszczonej w tygodniku "Polityka", do przeczytania tutaj. Natomiast tutaj można obejrzeć ciekawy wywiad z reżyserem i aktorem odtwarzającym główną rolę. 

Komentarze