Morfina. Po prostu powieść.


Przed przeczytaniem tej książki koleżanka z pracy powiedziała mi, żebym nie myślała o kontrowersji wokół reklamy, bo to nie ma znaczenia, kiedy pisarz pisze tak dobrze. Często sięgam po powieści pod wplywem opinii, zazwyczaj przeczytanych w gazecie, czasem opinii znajomych. Polecenia bywają zwodnicze, patrzcie uważnie, kto poleca.

"Morfina" to powieść transowa. Zostańmy jeszcze przez chwilę przy samej powieści. Na polskim rynku wydawniczym niewiele jest dobrze skonstruowanych powieści, to fakt. Wciągających, z wartką akcją, sprawiających, że nie można się od nich oderwać. Ale na dobrą powieść składa się nie tylko wartka akcja, ale także doskonale zarysowane tło. U Szczepana Twardocha tło to Warszawa 1939 roku, na samym początku wojny. Pisarz bardzo szczegółowo opisuje podbite miasto, zmiany jakie zachodzą w jego krajobrazie, ale także w jego mieszkańcach. Dużo miejsca poświęca opisaniu życia towarzyskiego Warszawy na początku wojny. Patrzy na miasto od środka, z perspektywy mrówki, z perspektywy człowieka, który kocha to miasto. W końcu Warszawa to jedna z kobiet Kostka, ale o kobietach dalej.

Składnik trzeci dobrej powieści to wielowymiarowi bohaterowie. Dokładnie taki jest Konstanty Willeman, zachwycający w ilości swoich wad, słaby, ale w sposób, który wzbudza pełne sympatii politowanie, ale nie pogardę. To przedwojenny bonvivant (piękne słowo), pełną gębą, ale też morfinista, mąż, kochanek, syn, przyjaciel, Ślązak. Tożsamość głównego bohatera to rzecz niezwykle skomplikowana, do jej opisania, nie wystarczy jedno słowo. Zdezorientowany tą wielością tożsamości odziedziczoną po Matce-Polce i Ojcu-Ślązaku walczącym w cesarskim wojsku, staje się Niemcem, by zostać Polakiem. 

Słabość Kostka wykorzystują kobiety wokół niego, żona Helena pragnie, by wiecznie ją zdobywał, udowadniał jej swoją męskość, poprzez bohaterskie czyny, chce rycerza na białym koniu, dostaje żołnierza w niemieckim mundurze. Przy kochance, Salome, Żydówce z Ukrainy, czuje się kimś lepszym. Przy matce na zawsze pozostanie małym chłopcem. Wszystkie na swój własny sposób pociągają za sznurki, przeciągając Kostkiem między sobą. Narrator też jest kobietą, która wygląda mu zza ramienia komentując każde jego poczynanie. Kim jest? Można zgadywać. 

Barwny świat "Morfiny" wciąga od pierwszej strony i nie wypuszcza czytelnika ze swoich rąk. Czy pisanie Szczepana Twardocha może uzależnić, jak tytułowa morfina? Nie wiem, to pierwsza książka pisarza, którą przeczytałam. Wiele się słyszy o dziennikach trzydziestolatków, który sobie zapewne daruję. Co innego "Drach", "Drach" brzmi zachęcająco, a przed końcem roku pewnie wyda coś jeszcze…

Komentarze