Jolanta Sylwii Chutnik


Gawęda o Jolancie, która chciała lepszego życia, ale go nie miała.

"Pocieszała się Jolanta, jak potrafiła, i w rzeczach błahych , lecz ciekawych, odnajdowała ulgę i chwile szczęśliwe. A to się zagapiła na przejeżdżający pociąg, który dudnił pod nogami jak oszalały koń, a to naciąg aa kołdrę na głowę i słuchała szumów w uchu."

Język Sylwii Chutnik to język niesamowicie dystynktywny. Czytając kilka zdań można poznać, kim jest autorka. Warszawski język i ton opowieści przypomina mi teksty Pablopavo (którego darzę sympatią przeogromną, a wydał właśnie nową płytę z Anią Iwanek i Praczasem, warto!). "Jolanta" to historia dosyć smutnej egzystencji tytułowej bohaterki i jej Żerańskiego środowiska, głównie rodziny, od dzieciństwa do dorosłości.

Chutnik lubi smutne historie, w które wplata czarny humor (najlepszy!). Jest tu rozstanie rodziców, dojrzewanie, wpadka, szybki ślub, dziecko, nieszczęśliwe małżeństwo. Życie na Żeraniu nie jest łatwe. W prozie Chutnik pojawia się magia (kosmici), zmieszana z prozą życia, jak najbardziej codziennego. Historię Jolanty przeplatają głosy bohaterów drugoplanowych. Opowieść matki Jolanty, kobiety wypatroszonej zaczyna się słowami: "Jak ja lubiłam prowadzić samochód. Najpierw miałam malucha. Pomarańczowego.". Nie tego spodzieważ się po matce, prawda? 

Najciekawszym aspektem powieści Chutnik jest próba odpowiedzenia na bardzo rzadko zadawane pytanie, co się dzieje w psychice zwykłej dziewczyny. Każdy człowiek jest wewnętrznie skomplikowany. To prosta prawda, mimo, że wielu stara się ją ignorować. 

"W krainie czarów" było nierówne, "Jolanta" natomiast przypomina mi trochę "Kieszonkowy atlas kobiet", jest znajoma, przyjazna, krzepiąca i zabawna. 

P.S. Chutnik w Jedynce, do przesłuchania tutaj.

Komentarze