Trzy akapity okołoczytelnicze.

Okresy czytania i nieczytania

Czasem nie mam ochoty otworzyć książki. Jestem tak strasznie zmęczona, że litery rozmywają się przed moimi oczami. Czytanie to dla mnie doświadczenie fizyczne, dotykanie książki, muskanie palcem okładki, czucie jej ciężaru na kolanach - prawie orgazmiczne. Okresy nieczytania są bolesne, pełne wyrzutów sumienia. Układania planu czytania, jutro, pojutrze... Aż w końcu nadejdzie TEN DZIEŃ, w którym znowu zaczynasz pożerać książki, jak najsmaczniejsze ciasto. 

Książki na lato

Sylwia Chutnik podzieliła się niedługi czas temu obserwacją, pod którą z czystym sercem mogę się podpisać. Mianowicie, wakacje to nie czas na lekkie lektury, tak zwane czytadła, te zostawmy sobie na zimowe wieczory przy kominku/grzejniku/pod kocem, kiedy oczy nam się zamykają i nie mamy wielkiej ochoty na śledzenie meandrów powieści. Lato to czas na grubą powieść z gatunku "tych klasycznych", dziewiętnastowieczną czyta się najlepiej, modernistyczną trochę trudniej, ale warto podjąć wyzwanie. Warto sięgnąć po Manna, Tołstoja, Hugo (och ten Hugo!), a może coś polskiego (Noce i dnie?). Przemyślcie to sobie. 

Czytanie w pociągu

Pociągoczytanie. Najpierw pociąg, dosłownie i w przenośni. Najlepiej żeby był dalekobieżny. Godzina to minimum. Pociąg, bo lektura musi być wciągająca. Taka nieoderwalna. Może biografia kogoś fascynującego, kogoś kto przeżył przynajmniej sześć dekad. A może powieść wielostronicowa, Tołstoj albo Dickens. Czytasz godzinami, nie bierz ze sobą notatek, gazetek, ale jedną książkę. Taki ośrodek wszelkiego skupienia. Myśl tylko o tym, co czytasz. To niełatwe z hałaśliwymi towarzyszami podróży, ale postaraj się. Możesz założyć słuchawki na uszy, pod warunkiem, że cię to nie rozprasza. Muzyka poważna, albo płyta którą słyszałeś sto razy. I czytasz, odjeżdżasz (dosłownie i w przenośni :). A potem odrywając na chwilkę wzrok od strony obserwujesz zwyczaje pociągowe. Kto ci zagląda w okładkę? Uwielbiam ciekawość innych czytających.Na twarzy zainteresowanie, zrozumienie, a czasem dezaprobata. Niemniej jednak jesteście w jednym klubie miłośników i wyznawców litery i zdania, coś was łączy...

Komentarze

  1. W tym nadrabianiu klasyki w wakacje faktycznie coś jest. Chociaż podejrzewam, że u mnie może to działać też tak, że czuję się wtedy wypoczęta psychicznie, a w roku akademickim po przebrnięciu przez teksty na ćwiczenia po prostu już mi się nie chce wysilać intelektualnie. W każdym razie, też nigdy nie rozumiałam idei "lekkiej lektury na wakacje".

    Z uwag o czytelnictwie wakacyjnym, ja jeszcze staram się wejść w klimat miejsca, w które jadę (pod warunkiem, że gdziekolwiek się na te wakacje wybieram). W lipcu, kiedy jeszcze żyłam złudzeniem wyjazdu do Estonii, przeczytałam "Oczyszczenie" Sofi Oksanen, bo to jedyna estońska książka o jakiej kiedykolwiek słyszałam. A dzięki Tobie kilka dni temu skończyłam "Londyn NW" i jestem pod wrażeniem, jak bardzo londyński klimat miało, w dodatku przemycony niby mimochodem. (Na fali miłości do Wielkiej Brytanii oglądałam jeszcze filmy z lat 80. i 90. z Hugh Grantem, koniecznie obejrzyj "Maurycego", serio. Jest w całości na yt).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie przed powróżą, znam i cenię sobie. Jesienią zamierzam pojechać do Paryża, może przychodzi Ci do głowy niebanalna książka związana z fhrancuską stolicą.
      Cieszę się, że Zadie Ci się podobała. A film z Grantem na pewno obejrzę, dzięki za rekomendację.

      Usuń
  2. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to taka seria książek z pogranicza przewodników turystycznych i reportażu, nazywa się ABC. To są książki z lat 60-tych, trochę naiwne, trochę propagandowe, ale dzięki temu mają dużo uroku + ładne czarno-białe zdjęcia sprzed tych kilkudziesięciu lat. Kilka tygodni temu moja mama znalazła na ulicy (tak, dosłownie, u mnie na osiedlu ktoś regularnie wyrzuca książki przez okno) właśnie Paryskie ABC, jeszcze nie przeczytałam, więc tylko informuję, że istnieje coś takiego (zdjęcia ma ładne, bardzo klimatyczne, to już sprawdziłam). Wydaje mi się, że ta seria jest dość szeroko dostępna w bibliotekach, poza tym na allegro książki kosztują po kilka złotych (rok temu swoje Budapesztańskie ABC kupiłam za bodajże 2,50 zł).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki. rozejrzę się. :)

      Usuń
    2. A tak w ogóle to zazdro tego Paryża, ja stwierdziłam, że ta spadająca z nieba książka to znak i też się muszę kiedyś wybrać. Jeśli masz jakiś patent na tanie bilety lotnicze, to możesz się podzielić, pamiętam, że kiedyś jakoś bardzo tanio poleciałaś do Madrytu a ja jestem ofiara i nie potrafię takich rzeczy wynajdywać. (I tak całkiem nawiasem, skoro już piszę: jakie masz plany na jesień, wracasz do Krakowa czy przeprowadzasz się do Wawy?)

      Usuń
    3. Anka będzie tam pół roku na erazmusie, więc nie ma bata - muszę ją odwiedzić. Biletów szukam przez tanie-loty.pl. A co do mieszkania to pewnie będę wiedzieć dopiero pod koniec września.

      Usuń

Prześlij komentarz