warto (13)

1) obejrzeć "Życie Adeli. Rozdział 1 i 2"


Gender szaleje nad Polską. Płeć przestaje mieć znaczenie. I w tym ogólnonarodowym szale i chaosie film o związku. Związku, który uczy dorosłości, przeobraża, kształtuje. O dorastaniu. O roli w związku, o niezdrowym odcinaniu się, o zazdrości i poświęceniu, o odrzuceniu i radzeniu sobie z bólem, o tęsknocie i poniżeniu. O granicach. Doskonały.

2) przeczytać książkę "I am Malala" Malali Yousafzai


Nie mam dość Malali. Może nie posunęłabym się do przyznania jej Nagrody Nobla. Niemniej jednak, każdy przyzna, że ta dziewczynka nadaje nowy wymiar słowu "odwaga".

3) obejrzeć zdjęcia Steve'a McCurry'ego


Pana od afgańskiej dziewczynki o intensywnie zielonych oczach z okładki National Geographic. Fotografa, który jest ciągle w ruchu. W centrum jego fotografii jest zawsze człowiek. Dodatkowo oprócz doskonałego kadrowania jest mistrzem operowania światłem. Jego fotografie nie zaprzeczają obiegowej opinii, że w dzisiejszych czasach każdy może być fotografem, ale pokazują, że nie każdy jest artystą. Bloga McCurry'ego znajdziecie tutaj

4) obejrzeć "Frances Ha"


Dla Grety Gertwig. Bo jest świeża, energetyczna, fascynująca. Z Frances Ha można się zaprzyjaźnić. Ona przeżywa zawody, poszukuje, kocha, tańczy. A mimo wszystko to nie jest banał. W tym filmie jest szczerość, Nowy Jork przestaje być stolicą blichtru, ale miejsce gdzie trzeba walczyć o przeżycie, jak wszędzie i nie wszystkich mieszkańców stać na picie Cosmo w butach Manolo Blahnika.

5) obejrzeć "World War Z"


Nie spodziewałam się, że spodoba mi się film o zombie. A jednak, akcja zaczyna się od pierwszej minuty i nie odpuszcza do końca. Ja zdaje sobie sprawę z faktu, że zombie tradycyjnie rzecz ujmując nie biegają i może wytłumaczenie tego fenomenu nie będzie dla wszystkich przekonujące, to w filmie gra Brad Pitt. I tyle mi wystarczy.

Szczęśliwego Nowego Roku. A.

Komentarze

  1. "Ja zdaje sobie sprawę z faktu, że zombie tradycyjnie rzecz ujmując nie biegają" <3 <3 <3

    A "Życie Adeli" jest FA-TA-LNE! Chyba miał mówić o problemach egzystencjalnych młodych kobiet (w moim odczuciu to, czy w związku są dwie dziewczyny, czy dziewczyna z chłopakiem, nie ma prawie żadnego znaczenia dla fabuły - może tylko w sekwencji odwiedzin w domach rodzinnych, chociaż i wtedy na pierwszym planie są raczej różnice w statusie społecznym rodziców bohaterek, a nie problem ich orientacji), ale zamiast tego sprowadza je do absurdu. Wszystko jest sztuczne i przeestetyzowane, pretensjonalne rozkminy o literaturze i malarstwie tylko dodatkowo ten film pogrążają. No i bohema artystyczna w tle, oczywiście. Odtwórczyni głównej roli jest ładna, ale gra jedną miną przez trzy godziny - cały czas ma niedomknięte usta.

    Sorry, musiałam to z siebie wyrzucić.

    A, no i zestawianie "Adeli" z "Frances" tylko obnaża wszystkie słabe punkty pierwszego. Oczywiście Greta Gerwig jest rewelacyjna i dzięki niej Frances jest postacią z krwi i kości, przy której Adela i Emma to tylko wydmuszki z ładnymi buziami. Film tętni życiem, celebruje szarą codzienność, najbardziej pospolite ludzkie niedoskonałości przemienia w atuty. Ja we Frances absolutnie się zakochałam, może dlatego, że powoli wkraczam w ten wiek graniczny, kiedy pierwsi znajomi biorą śluby, znajdują stałe prace, w ogóle przechodzą na dorosłą stronę mocy i nas-jeszcze-dzieciaków zostaje coraz mniej... Bohaterki życia "Adeli" niby przeżywają jakieś tam egzystencjalne dramaty, kochają, zdradzają, szukają własnej tożsamości, ale jak dla mnie to jest strasznie grubymi nićmi szyte.

    No, tyle ode mnie. Przebrnęłaś przez to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przebrnęłam, przebrnęłam.
      dalej uważam, że "Życie Adeli" to świetny film.
      zgadzam się, że płeć bohaterek nie dla fabuły zbyt wielkiego znaczenia i faktycznie może to być chwyt "pod publiczkę", ale z drugiej strony światnie pokazuje, że w związkach homoseksualnych ludzie równie łatwo popadają w "schemat" jak w związkach heteroseksualnych.
      moim zdaniem postać Adeli była bardzo prawdziwa, ona nie grała, nie oszukiwała (może ewentualnie przez chwilę samą siebie), szukała, ewoluowała i ta ewolucja najbardziej mnie zainteresowała. na początku i na końcu filmu Adela to dwie różne osoby.
      te pretensjonalne rozmowy o sztuce przypominają mi takie rozmówki na naszych imprezach wydziałowych, gdzie ludzie dosłownie chwalą się, że coś przeczytali, zobaczyli, ale bez problemu można stwierdzić, że o tym nie myśleli. myślę, że to świetnie pokazuje niedojrzałość tych bohaterów.
      a co do otwartych ust Adeli - nie czepiaj się może ma trzeci migdał, albo krzywą przegrodę nosową.

      A co do zestawienie obu filmów, fakt, Greta Gerwig jest lepszą aktorką i mam nadzieję, że po nominacji do Złotego Globu jej kariera rozkwitnie. Ale zostawiając Gretę, Frances i Życie Adeli to dwa różne filmy.
      Doskonale rozumiem to, co piszesz o tym, momencie wchodzenia w dorosłość, który moim zdaniem trochę się dzisiaj przesunął, ale z drugiej strony osoby, które przeszły na "dorosłą" stronę mocy z bezczelną wyższością przypominają o wyborze, jakby dorosłość była koniecznością. to jednak Frances miejscami działała mi na nerwy, Adela natomiast miała w sobie niewinność, która mnie urzekła.
      tak, czy inaczej dalej obstaje przy tym, że oba filmy warto obejrzeć.

      Usuń
  2. Zainteresowałaś mnie filmami, nie licząc "World War Z", a książkę Malali mam w planach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz