Dzienniki Iwaszkiewicza t. I

Nadrabianie polskiej diarystyki. To dopiero początek, przede mną jeszcze Nałkowska, Dąbrowska, Białoszewski, może Orzeszkowa. Szczerze zachęcam do czytania dzienników, to trochę jak zabawa w psychoanalityka. Wysłuchujesz wynurzeń swojego pacjenta, starasz się wyłapać, co przed tobą ukrywa, a następnie wystawiasz diagnozę.


Życie Iwaszkiewicza przemija na wizytach i wyjazdach. Z dzienników jawi się obraz wolnego ptaka, który nie lubi przebywać w jednym miejscu. Iwaszkiewicz patrzy na sztukę. Czasami wspomina o swoim pęcherzu. Niedużo. Jak ktoś czytał Dziennik Salvadora Dalego zdaje sobie sprawę, że własna fizjologia to jego ulubiony temat. 

Wojna w dziennikach jest gdzieś w tle. Iwaszkiewicz się nad nią nie zastanawia, może jej przeżywanie jest wystarczająco wyczerpujące? Jest jednak w Dzienniku Ikar. Każdy, kto skończył jakąkolwiek szkołę musi kojarzyć Ikara, czyli opowiadanie o chłopcu z warszawskiej ulicy, który zaczytany nie zauważył gestapowskiej karetki i za bezmyślność zginął. Iwaszkiewicza śmierć chłopca oburza bardziej niż śmierć młodych żołnierzy, którzy niejako giną przygotowani na śmierć. Kamienie na szaniec i takie sprawy.

Iwaszkiewicz pisze rzadko. Lata mijają szybko. Dostajemy Iwaszkiewicza na przestrzeni lat, więc bez problemu można zaobserwować ewolucję jego stylu. Z młodzieniaszka przeistacza się w uznanego pisarza, który ma za sobą wydanie takich dzieł jak "Panny z Wilka". Pisarz nie poświęca zbyt wiele miejsca sprawom sercowym, chyba, że w kontekście samotności i są to fragmenty, gdzie czytający czuje się niezręcznie naruszając prywatność pisarza, ale takie jest przecież ryzyko związane z czytaniem dzienników...

P.S. Iwaszkiewicz zna wszystkich, więc jeżeli kogoś darzycie szczególnymi względami, sprawdźcie skorowidz. 

Komentarze