Wywiady z pisarzami. "Polonez na polu minowym" D. Wodeckiej

Zacznę od historii znanej każdemu, kto trzymał książkę "Polonez na polu minowym" Doroty Wodeckiej w ręku, a także tym, którzy interesują się żywo polityką. Tym niemniej inaczej zacząć nie mogę. Pomysły na napisanie książki przychodzą do autora w różny sposób, a to we śnie, a to czytając poranną gazetę (Truman Capote "Z zimną krwią"). Ta historia zaczyna się od listu, który Eustachy Rylski napisał do premiera Donalda Tuska. List, a dokładnie e-mail zawierał diagnozę państwa polskiego, negatywną diagnozę opisującą Polskę jako istotę rozchwianą, neurotyczną, represyjną wobec jednostki i bojącą się tłumów. List pozostał bez odpowiedzi, natomiast Dorota Wodecka postanowiła zapytać innych pisarzy o ich zdanie.


Ale zanim autorka zapukała do drzwi swoich bohaterów, przeczytała wszystko, co kiedykolwiek napisali. Nie przychodziła z pustymi rękami pytając o ogólniki, zadawała szczegółowe pytania bazujące na tym, co oni wcześniej napisali. Autorka pyta o Polskę, o stosunek do katolicyzmu, o katastrofę smoleńską, o wartości podstawowe, o naszą historię, piętnastu pisarzy: Bator, Karpowicz, Kolski, Krall, Kuczok, Ostachowicz, Piątek, Pilot, Rudnicki, Rylski, Sieniewicz, Stasiuk, Tulli, Twardoch, Varga. A rozmówcy często uciekają od odpowiedzi i dryfują w stronę swoich ulubionych tematów, jak Rudnicki w stronę literatury. Wodecka, nie daje się łatwo zbyć, prosi o rozwinięcie myśli, nie boi się zirytować swojego rozmówcy (Twardoch), czy wyciągnąć niewygodne cytaty z twórczości. 

Dawno nie czytałam tak aktualnych rozmów. I chociaż wielu z nas może mieć dosyć ciągłego wałkowania tematu Polski, katastrofy smoleńskiej, czy Kościoła Katolickiego. Czy zgadzamy się z tym czy nie, w dzisiejszym świecie mamy do czynienia z populizmem politycznym, z każdej strony barykady. Wodecka utami swoich rozmówców serwuje nam nowe, ciekawe spojrzenie na sytuacje w Polsce. Okazuje się, że Ojczyzna to nie tylko Polska przez duże "P", ale i mateczniki, o których opowiada Marian Pilot. Varga trafnie stwierdza, że stan zniewolenia konstytuuje nas jako naród. Rylski przypomina, że człowiek jest istotą zmienną, że nic nie jest czarne i białe, o czym często chcemy zapomnieć. Tulli zwraca uwagę na fakt, że wielu z nas wyznaje pogląd, że Polakiem nie wystarczy się urodzić, ale trzeba spełniać szereg dodatkowych kryteriów. Twardoch oburza się na przywłaszczanie sobie trupów. Pilot wspomina kwestię chłopską, która jest jego zdaniem całkowicie pomijana. Z zachwytem czytałam porównanie Polaków do zup, autorstwa nikogo innego, tylko Rudnickiego i jego kwieciste rozwinięcie tematu: "Proza to nie kundel na smyczy spraw narodowych, kochanieńka. To dziki pies dingo.  Lub jeździec bez głowy. Ja jako autor wymachujący tymi sztandarami? Ja pojedynkuję się chochlą jeśli już." Czytając te wywiady zadawałam sobie notorycznie pytanie - dlaczego tak ważne jest czytanie pisarzy i jedyna odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy to fakt, że oni mają czas myśleć...

Komentarze