Eseje Trumana Capote'a

Byłam w nim kiedyś zakochana. Młoda, naiwna. Spotkaliśmy się przez przypadek, miałam taki zwyczaj, że od czasu do czasu podczas wizyty w bibliotece pozwalałam książce wybrać mnie, a nie odwrotnie. Zauważyłam niepozorną książkę z wypadającymi stronami, nazywała się "Z zimną krwią". Zabrałam ją do domu. I zakochałam się. Podobało mi się, że nie poznałam go jak inne przez Audrey Hepburn i jego najbardziej znaną książkę "Śniadanie u Tiffany'ego". Przeczytałam oczywiście wszystko co zostało wydane w Polsce. Fascynowała mnie jego wirtuozeria, pewność siebie, przekonanie o własnym geniuszu. Byłam zdecydowanie bezkrytyczna. Prowokował, imponowała mi jego odwaga. Pochłonęłam jego biografię (która dalej stoi na mojej półce posklejana taśmą klejącą, bo moja siostra wiedząc, że to moja ulubiona książka porwała mi ją w przypływie złości). Byłam zakochana w pisarstwie Trumana Capote'a.


Z biegiem lat z większym dystansem spojrzałam na tego autora, jego życie i pisarstwo, a mimo to nie wyleczyłam się do końca z mojego zadurzenia. Wydawnictwo Albatros konsekwentnie wydawało wszystkie te książki, za których dawnymi wydaniami podróżowałam po bibliotekach stolicy, aż w końcu wydało tą jedyną, której nie czytałam: "Portery i obserwacje. Eseje". Jedna ważna uwaga, warto czytać eseje Trumana w kontekście jego biografii, szczególnie tej autorstwa Gerarda Clarke'a

Co zawiera zbiór? Krótkie historie z podróży opublikowane w 1950 roku w tomiku "Koloryt lokalny". To notatki, skecze o ludziach i miejscach, w których Capote żył, czy je odwiedził, Nowy Jork, Hollywood. Historie są nierówne, umieszczają Trumana w centrum są po prostu wczesne. Perełką zbioru jest reportaż "Słuchać muzy", relacja z wizyty grupy operowej Everyman Opera to Związku Radzieckiego w połowie lat pięćdziesiątych. Tytuł pochodzi z przemowy radzieckiego ministra kultury, który powiedział: "Kiedy słychać działa, muzy milczą. Kiedy działa milczą, słychać muzy." Capote opisuje szok kulturowy, zderzenie Wschodu z Zachodem, w typowym dla siebie stylu skupia się na szczegółach, z których to przechodzi do szerszych obrazów. Ciekawym zabiegiem jest porównanie opowiadania z biografią Clarke'a gdzie autor zarzuca Capote'mu wkładanie swoich własnych myśli do ust swoich postaci, czy wymyślanie poszczególnych scen.  I nie mam wątpliwości, że mój ulubiony Truman był do takich czynów zdolny.

Marlon Brando około 1956 roku

"Książę na swych włościach" to próba charakteryzacji Marlona Brando, którego Capote spotkał w czasie kręcenia "Sayonary". To jedno z najlepszych dzieł pisarza, a na pewno perełka w tym zbiorze. Klasyczny przykład wspaniałego, uczciwego portretu zarysowanego w kontekście kariery aktora. "Chce robić filmy, które eksplorują tematy obecne w dzisiejszym świecie. W kategoriach rozrywki. To dlatego założyłem własna firmę producencka." Capote naprawdę interesuje się postacią aktora; emocjonalne portrety wychodzą mu najlepiej.  "Proszę nie przywiązywać zbyt dużej wagi do tego, co mówię. nie zawsze myślę to samo."

Czytając zbiór warto zwrócić uwagę na esej "Piękne dziecko", czyli opowieść o spotkaniu z Marylin Monroe. Capote zaprzyjaźnił się w 1948 roku z dwa lata młodszą aktorką, razem chodzili na przyjęcia; Capote chwalił się, że posiada zdjęcia, na których tańczą nago w nowojorskim hotelu. Siedem lat później pisarz i aktorka spotkali się na trzeźwo, na pogrzebie wspólnej przyjaciółki, wielkiej aktorki teatralnej i mentorki Monroe, Constance Collier. Tego samego wieczoru Capote skrupulatnie opisał spotkanie w dzienniku. Mijały lata, Monroe przedawkowała w 1962 roku, pisarz był w tym czasie w Hiszpanii pracując nad "Z zimną krwią". Osiemnaście lat później Capote napisał krótki esej w hołdzie przyjaciółce, najbardziej wzruszająca rzecz w swojej karierze.

Truman i Marylin Monroe

Nie wyleczyłam się z miłości do Trumana Capote'a, chyba nigdy to nie nastąpi. W jednym z trzech wywiadów z samym sobą zamieszczonych w książce pisarz mówi: "Nie mam wad. W moim słowniku nie ma takiego pojęcia." To bardzo typowe dla Capote'a stwierdzenie, pisarz gdyby mógł sam pisałby pochlebne recenzje dla swoich dzieł i postawiłby sobie ołtarzyk przed nowojorskim sklepem Tiffany'ego. Ciągle go kocham, ale nie jest to już szczeniacka miłość bezkrytyczna, w przeciwieństwie do niego zdaję sobie sprawę, że był człowiekiem pełnym wad (egoistą, egocentrykiem, małostkowym zazdrośnikiem) i wiele z jego wad bez trudu odkryjecie czytając jego eseje, w szczególności portrety osób, których nie znosił lub którym zazdrościł. Taki po prostu był. Doskonałym prozaikiem, który nie zawsze grał czysto (posługując się muzyczną metaforą). Na koniec uwaga, nie bez powodu Albatros wydał tą książkę na końcu. Warto ją bowiem czytać w kontekście jego pozostałych dzieł, a w szczególności w kontekście jego biografii. Przeczytaj jeśli znasz Trumana Capote'a.A jeśli dopiero o nim usłyszałeś/łaś sięgnij po "Śniadanie u Tiffany'ego", albo lepiej "Z zimną krwią". Kilka lat temu Bennett Miller nakręcił doskonały film "Capote" z Philipem Seymourem Hoffmanem w roli pisarza, ale to już historia na oddzielny post...

Komentarze

  1. Ten esej o Marilyn to coś dla mnie... Pewnie nawet całość mogłabym kupić właśnie dla tego jednego opowiadania. A ja "Śniadania ..." nie znoszę, z "Z zimną krwią" już bardziej wpisuje się w mój gust, mam zresztą zamiar przeczytać tą pozycję. A ostatnio w sklepie należącym do wyd. Świata książki widziałam na przecenie [za 10zl] opowiadania Trumana, taką solidną cegiełkę - tylko ja akurat za opowiadaniami nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytaj, to naprawdę dobry esej i można z niego wyczytać dużą sympatię, jaką pisarz darzył aktorkę. Co do "Śniadania..." to chciałam zaznaczyć, że powieść i film to dwa różne światy. Sam Capote chciał obsadzić Marilyn w roli Holly Golightly i byłby to wybór zgodny z powieściową wizją bohaterki. Tymczasem powstał zupełnie inny film, o zupełnie innej kobiecie. Truman mimo całej swojej sympatii dla Hepburn, filmu nie znosił.
    "Z Zimną krwią" polecam z czystym sercem, a co do opowiadań to bardzo porządni przedstawiciele gatunku, ale jeśli za nimi nie przepadasz, daruj sobie.
    pzdr. Aga

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz