Poczucie kresu. Mała rzecz, a jak cieszy.

2011 - Nagroda Bookera 


Jedna z blogerek (slowoczytane.blogspot.com) zatytułowała swój post na temat książki "Poczucie kresu" Juliana Barnesa tak: opowieść o człowieku, który nic nie kapował. I nie potrafię zacząć inaczej, to krótkie podsumowanie książki nie chcę wypaść mi z głowy. Moja polonistka z liceum zapowiadała nam lektury, które musieliśmy przeczytać z kilku miesięcznym wyprzedzeniem, chyba, że była to "mała rzecz", czyli książka licząca sobie mniej niż 200 stron, wtedy mieliśmy jedynie tydzień na jej przeczytanie. Ten sam zwrot można zastosować w kontekście najnowszej powieści Barnesa, mała rzecz, a jak cieszy, ale po kolei. 

Było sobie dawno, dawno temu trzech młodych chłopaków, chodzących do jednej klasy. Przyjaźnili się ze sobą. Pewnego roku dołączył do nich czwarty, nowy, inny, ironiczny, inteligentny ponad przeciętność. Chłopak, który rozumie więcej. Są młodzi, chcą odkrywać świat i siebie samych. Mający własne wyobrażenie o dorosłym życiu. "Stanowiło to jeszcze jeden z naszych wielkich lęków: że Życie nie okaże się takie jak Literatura. Wystarczyło spojrzeć na naszych rodziców - czy byli materiałem literackim? Co najwyżej mogli aspirować do miana gapiów i przypadkowych świadków, tworzyć część społecznego tła dla rzeczywistych, prawdziwych i ważnych rzeczy. Czego na przykład? Różnych rzeczy, o których mówiła Literatura: miłości, seksu, moralności, przyjaźni, szczęścia, cierpienia, zdrady, cudzołóstwa, dobra i zła, bohaterów i złoczyńców, winy i niewinności, ambicji, władzy, sprawiedliwości, rewolucji, wojny, ojców i synów, matek i córek, morderstwa, samobójstwa, śmierci, Boga. I płomykówek. Oczywiście były jeszcze inne rodzaje literatury - teoretycznej samotwórczej, płaczliwie autobiograficznej - ale przypominały one masturbację bez wytrysku. Prawdziwa zawierała psychologiczną, emocjonalną i społeczną prawdę ujawnianą w działaniach i refleksjach swoich protagonistów; powieść dotyczyła postaci dojrzewającej w czasie."

Dorastają. Ich drogi się rozchodzą, zakochują się. Ten "inny" popełnia samobójstwo. Żyją dalej, rozwodzą się mają dzieci. Życie im się przytrafia. Po latach główny bohater otrzymuje spadek od matki swojej dawnej dziewczyny, 500 funtów i pamiętnik przyjaciela, który popełnił samobójstwo. Dlaczego? Aby się tego dowiedzieć Tony musi się wybrać w podróż wgłąb swojej przeszłości. Dlaczego jej nie rozumie? Czy dlatego, że Anthony Webster był naprawdę mężczyzną, który nic nie rozumiał? Czy może po latach nic nie jest takie, jakie zapamiętaliśmy? A może kasujemy ze swojej pamięci wydarzenia, których przeżywać nie chcieliśmy? W tych pytaniach zawarta jest cała głębia powieści Barnesa. Mała rzecz, prosta opowieść o przeszłości staje się tylko przyczynkiem do opowieści o rozumieniu ludzkiego życia i ludzkiej pamięci. Nic nie jest bowiem takie jak się nam wydaje. Mistrzostwo. 

P.S. Dołączyłam do "Wyzwania 52", czyli akcji motywującej do pisania minimum jednej notki tygodniowo. Trzymajcie kciuki.


Komentarze

  1. "Poczucie kresu" bardzo mi się podobało. Po jego przeczytaniu kupiłem kilka innych książek Barnesa i stopniowo się w nie zagłębiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Barnes to autor, który nie popełnił słabej książki. czytałam jego doskonałe eseje o Falaubercie zatytułowane "Papuga Flauberta" oraz powieść "Arthur & George", która traktuje o prawdziwej zagadce kryminalnej, którą rozwikłał Arthur Conan Doyle. Obie mogę z czystym sercem polecić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz