Mięso. Debiut. Dobry?

Książkę przeczytałam szybko, co nie oznacza, że jest niesamowicie wciągająca, tak czy inaczej  pewnie napisałabym krótką recenzję, którą można byłoby streścić w kilku słowach: "przekonajcie się sami, a tak na marginesie podoba mi się tytuł, niezbyt pochlebnie, raczej obojętnie". I byłoby miło, wszyscy byliby zadowoleni. Na drodze tej sielanki stanął jednak jeden wywiad przeprowadzony z autorką "Mięsa" Dominiką Dymińską dla serwisu natemat.pl (znajdziecie go tutaj).


"Pisałam sobie jakieś drobne rzeczy. O czymś tam, co było dookoła. W końcu popatrzyłam na to i pomyślałam: ładne. O niczym, ale ładne. Pisałam sobie dalej i patrzyłam, co się z tym dzieje. Robiło się fajnie. Stwierdziłam więc, że można by napisać książkę, bo czemu nie?" Czemu nie, może dlatego, że nie pisze się dla samego pisania. "Fikcja jest bez sensu. Wszystkie rodzinne, seksualne i towarzyskie historie w mojej książce naprawdę się zdarzyły, choć niekoniecznie mi czy moim znajomym." Zarówno w książce Dymińskiej jak i w jej wypowiedziach razi mnie bezkompromisowość, całkowicie naturalna dla kogoś w jej wieku, a jednak niesamowicie naiwna i zarozumiała. Pomyślałam o patrzeniu na moją nastoletnią bohaterkę jak na "świeże mięso" i na tych biednych mężczyzn z mojej powieści, którzy mieli być kimś, a pozostali tylko mięsem bez znaczenia. 

"Mięso" to historia nastoletniej Dominiki, która przeżywa na kartach powieści swoją inicjację, obserwujemy jej desperacką walkę o miłość i problemy z samoakceptacją. Pomysł na powieść i jak już wspomniałam był dobry, a jednak coś się nie udało. Nie drażni mnie życie seksualne bohaterki, wpisuje się w bardzo aktualną "kulturę puszczalskich", ale jej jęczenie, narzekanie, roztkliwianie się. D. Dymińska: "Wiem, że nie jest to jakaś super książka, jest treściowo raczej taka sobie. Ale jest dobrze napisana i tutaj nie pozwolę sobie powiedzieć nic złego. Od strony językowo-formalnej jest bardzo udana. Niewiele lepszych rzeczy czytałam, jeśli w ogóle jakieś czytałam. Jeśli komuś się chce to czytać, oczywiście – mnie by się nie chciało." Zastanawia mnie jedno, jeśli czytanie nie ma sensu, czy jest w ogóle sens pisać. Czy to jeszcze pisarstwo czy może popisywanie się?

"Mnie treść nie interesuje. Jak ktoś pisze ładne zdania, może pisać o czymkolwiek. (...) Nie umiem przeczytać całej książki do końca, jeśli jest pusta."  Pewnie się czepiam, ale czy Dymińska nie zaprzecza sama sobie, lubi ładnie podane danie, a jednak wkurza się jeżeli nie jest smaczne? "Moje słowa słychać ciepło, bo drżą na języku, zanim je wypowiem. Kiedy nie wiem, co powiedzieć, mówię, pierdolę. Robię, co mogę." Zdarzają jej się zgrabne zdania, niemniej jednak porównywanie Dymińskiej do Herty Mueller jest dla mnie świętokradztwem; gdzie wywodom na temat tuszy do prozy poetyckiej noblistki. Sama Dymińska mówi w wywiadzie: "Kiedyś czułam, że trzeba nabyć kapitał kulturowy, teraz czuje, że szkoda czasu." Ja mówię, można mieć fach w ręku, ale bez materiału i tak nic nie zbudujesz. "Mięso" wydaje mi się niedojrzałe i naiwne, ale może to ja jestem naiwna myśląc, że treść jest najważniejsza. Przekonajcie się sami. 

Komentarze