Nidziela, która zdarzyła się we środę. Uwielbiam ten tytuł.

Nie jestem specjalistką od reportażu. Doceniam tę formę, staram się być na bieżąco, co oznacza, że podpatruję, co wydaje Czarne i o czym pisze the_book na swoim blogu, który możecie odwiedzić tutaj. Czytałam Krall, Kapuścińskiego, Hugo-Badera, a mimo to moje gusta lokują się bliżej fiction niż non-fiction. Ale nawet taki pożeracz powieści jak ja nie może nie dostrzegać niesamowitego wzrostu popularności reportażu. Wzrostu, który nie jest przypadkowy, ale wynika z mistrzostwa jakie osiągnęli w swojej dziedzinie jego autorzy.


Kontynuując tą małą prywatę, urodziłam się w 1990 roku, z czasów transformacji i pierwszych lat po niej, które opisuje Mariusz Szczygieł w swoim zbiorze "Niedziela, która zdarzyła się w środę", nie pamiętam zbyt dobrze, tym bardziej fascynująca była dla mnie podróż w tamte lata odkrywane z zupełnie innej perspektywy. Perspektywy, która miejscami wprawiała mnie w osłupienie. Ni zdawałam sobie sprawy, jak ciężkie były lata przełomu. "W Polsce krzywda jest moralnie słuszna i tylko ofiary są poza podejrzeniami. Winę za niepowodzenia własnej rodziny przypisujemy zawsze innym." Pracy w popegeewoskich obszarach było mało, ludzie byli sfrustrowani, to czasy spektakularnych karier i pewnego niedopasowania do nowej rzeczywistości.


Mariusz Szczygieł nie ogranicza się jedynie do opisywania nędzy i despracji, jego reportaże to obraz czasów disco polo, zalewu zachodnich produktów, nowych instytucji demokratycznych (takich jak urząd Rzecznika Praw Obywatelskich; w jednym z reportaży cytuje przezabawne listy do RPO). W tym czasie społeczeństwo ulegało przemianom, inaczej patrzono na wiele spraw, tak jak na przykład na onanizm, czy też fenomen budowy bazyliki w Licheniu oraz zwiększenie się  liczby morderstw w III RP. "W Polsce padł rekord w zabijaniu: w 1993 roku popełniono 1106 morderstw. Takiej liczby w powojennych czasach jeszcze nie odnotowano. Zabija się głównie po pijanemu. Zabójcy przeważnie pozbawiają życia kogoś sobie bliskiego. Najczęstszym narzędziem jest nóż."

 

Szczygieł powiedział ostatnio w telewizyjnym wywiadzie, że jego miarą powieści non-fiction jest pytanie czy warto było to wymyślać? Jeśli nie warto, to po co zmyślać. W tym stwierdzeniu zawarta jest nie tylko wielka miłość reportera do otaczającej nas rzeczywistości, do ludzi i ich historii, ale uniwersalna prawda o litraturze, jeśli nic nie wnosi, może nie warto było pisać? Wielką przyjemność sprawiło mi oglądanie wywiadu z autorem, w którym opowiadał o swoim zawodzie. "Reporter musi pisać uczciwie. (...) Reportaż jest najbardziej subiektywnym gatunkiem literackim, moje oczy moje uszy. Postrzeganie jest subiektywne." A w postrzeganiu autorstwa Szczygła jest piękno, uczciwość i prawda.

P.S. Ilustracją wpisu są zdjęcia Witolda Krassowskiego z lat 1989-93. Książka Mariusza Szczygła także została zilustrowana zdjęciami Krassowskiego, innymi niż zamieszczone w poście ;)

Komentarze

  1. Świetna książka i bardzo przyzwoicie wydana. Cieszę się, że się przekonałaś :) A zresztą Szczygieł to świetny pisarz/reporter.

    moc pozdrowień :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jetem nawrócona, przekonana, będę wracać :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz