Co z tym Kansas? Co z tą Polską?

Usłyszałam o tej książce na zajęciach z "Prawa wobec wyzwań współczesności", a propos rozmowy o populizmie. Jestem zafascynowana i przerażona jednocześnie głoszeniem poglądów najbardziej popularnych w danej grupie społecznej i bezczelnym wykorzystywaniem ich w walce politycznej. "Co z tym Kansas?" Thomas Frank to nie jest tak naprawdę rzecz o populizmie, a raczej o ciekawym fenomenie socjologicznym; bo oto po latach wspierania demokratów biedni farmerzy z Kansas zaczęli głosować na republikanów.


Autor od pierwszej strony stara się wyjaśnić czytelnikowi, jak to się mogło stać. "Jak to się dzieje, że konserwatywni buntownicy z Kansas deklarują nienawiść do elit, ale jakimś sposobem wyłączają ze swojego gniewu świat korporacji, który w sposób tak oczywisty zrobił ich w balona? Jak znajdują rekrutów do tego zrywu zwykłych ludzi, który sprawia jedynie, że ci na górze mają lepiej niż kiedykolwiek?". Problem, o którym pisze autor jest ściśle związany z problemem populizmu.

W tym kontekście ciekawe jest porównanie tego gwałtownego zwrotu w głosowaniu z wygraną PIS-u w wyborach z 2005 roku. Autor wymienia wiele przykładów populistycznych haseł głoszonych przez republikanów takich jak podział na "dwie Ameryki", które łatwo można kojarzyć z podziałami na dwie Polski, prawdziwych Polaków. Obrona mięśniaków przez republikanów przytoczona przez Franka przypomina pełną pasji obronę kiboli. Antyintelektualizm głoszony przez republikanów przypomina sztuczne wyodrębnianie grup społecznych takich jak "łże-elity", przez polityków, którzy chcą, czy nie chcą należą do elit społecznych z racji wykonywanego zawodu. Zabawne wydało mi się porównanie straszenia lewicy, czy w naszym przypadku ludu pracującego w latach pięćdziesiątych kapitalizmem, do straszenia prawego skrzydła liberalizmem. W swojej kampanii wyborczej w 2005 roku PIS promował ideę Polski solidarnej przeciwstawiając ją wizji Polski liberalnej. 

Największą zaletą tej książki jest to, że pozwala nami zrozumieć mechanizm organizowania gniewu społecznego nie wokół kwestii ekonomicznych, lecz światopoglądowych: lustracji, dekomunizacji, aborcji, mniejszości seksualnych, pozycji Kościoła. I właśnie ten trend niepokoi mnie i zapewne innych świadomych wyborców. W polityce wielu partii, nie tylko przywołanego przeze mnie PIS-u, ale także partii obecnie rządzącej (spektakularne akcje walki z dopalaczami, czy kibolami), czy partii z drugiej strony sali sejmowej, których hasła ograniczają się w większości do postulatów społecznych, rzucania chwytliwych haseł, a nie merytorycznych argumentów. W ostatnim Babilonie zaproszone panie stwierdziły, że w dzisiejszych czasach nikt nie czyta programów politycznych partii, one nikogo nie obchodzą, sprzedają się jedynie populistyczne hasła, a szkoda. 

Komentarze