Yuma (2012)

Zacznę recenzję tak, jak zaczyna się film, czyli od cytatu z Wikipedii, bo bez zrozumienia pojęcia nie zrozumiemy historii.


Juma - jest to określenie i zjawisko wieloznaczne:
  • zjawisko społeczne, polegające na dokonywaniu kradzieży, związanych z przemytem kradzionych przedmiotów, czyli kradzieże wykonywane tylko za dawną zachodnią granicą Polski (w okresie PRL-u);
  • przedmiot pochodzący z kradzieży - współczesne znaczenie słowa po naturalnej ewolucji;
  • ostatnio urządzenie do przeciwdziałania kradzieży piwa przez barmanów, tzw. "licznik piwa juma box"

Jakub Gierszał jako Zyga

Słowo to wywodzi się z rejonów nadgranicznych i określało rodzaj przestępstwa polegający na kradzieży towarów w zachodnich wtedy sklepach, głównie w niemieckich. W trakcie ewolucji często było używane również do określania kradzieży luksusowych aut na terytorium Niemiec i przetransportowaniu ich do Polski (rzadko). W każdym z przypadków element kradzieży poza terytorium Polski był najbardziej istotny i to właśnie on nadawał podstawowego znaczenia temu słowu i odróżniał go od standardowej kradzieży. Zwany był wtórnym, słowiańskim, sprawiedliwym podziałem dóbr osobistych.
Domniemywa się, że samo słowo "juma" pochodzi od określenia pociągu PKP, którym wyjeżdżano z Zielonej Góry do Berlina, który odjeżdżał o 15:10, co kojarzone było z westernem 15:10 do Yumy.
Przez długi czas juma uznawana była za przestępcze przedszkole. Z upływem czasu słowo to rozszerzyło swoje znaczenie oraz zasięg terytorialny i po niedługim czasie oznaczało w zorganizowanych gangach wejście do sklepów w Niemczech, udając klientów, kradzież drobnych przedmiotów, niejednokrotnie o wysokiej wartości (sprzęt elektroniczny, perfumy, markowa odzież, wymienne żyletki Gillette itp.). Dziś jest to mniej powszechne niż w latach 90., ale wciąż stosowane przez pewne grupy, działające na terenie starej Unii Europejskiej (Niemcy, Austria, Francja itp.)

Katarzyna Figura i Jakub Gierszał

Odnoszę czasami wrażenie, że Polscy scenarzyści boją się nudy w swoich filmach, sięgają po kilkanaście tematów, tworząc równoległe wątki, o których tylko wspominają, ale ich nie rozwijają, starają się, aby było zabawnie, a jednocześnie dramatycznie, a nawet kontrowersyjnie. Byłam ciekawa "Yumy" w reżyserii Piotra Mularuka. Dlaczego? Podoba mi się pomysł opowiadania historii, o których nie wszyscy słyszeli, przedstawiania różnego rodzaju zjawisk społecznych oraz piosenka autorstwa  Kazika. Jak wypadł film w zderzeniu z rzeczywistością? Jeszcze raz, czasami mam wrażenie, że polscy scenarzyści, boją się napisać o jednym wydarzeniu i skupić bardziej na rozwinięciu postaci. 

O czym jest film? "Yuma" to historia młodego chłopaka (Jakub Gierszał), który zafascynowany filmami gangsterskimi i westernami chce dla siebie czegoś więcej. Czego? Tak naprawdę sam nie wie. Szuka, zaczyna kraść na Zachodzie, staje się lokalnym Robin Hoodem, bo część łupów rozdaje. Postać, którą kreuje, sposób w jaki dojrzewa, jak jest zagrana, to przejście od dzieciństwa do dorosłości, jego fascynacje westernem to jeden z najbardziej przekonujących i najmocniejszych akcentów filmu. 


Komedia? Na jednym z blogów autorka komentując film pisze, że po obejrzeniu trailera spodziewała się komedii. Kolorowe stroje, muzyka z lat dziewięćdziesiątych, przemiany w Polsce temat miał potencjał komediowy, a jednak reżyser skupił się na wątkach dramatycznych. Początki mafii, Rosjanie na Zachodzie, lokalne partyjniactwo i łapówkarstwo, a jednak ma się wrażenie, że potencjał tematy nie został wykorzystany. Podobnie wątek romansowy. Trójkąt miłosny, który w zasadzie mógłby zostać wycięty, bo bohater zdaje się być pozbawiony uczuć.

Nie chcę jedynie narzekać, bo bardzo podobała mi się gra aktorska, piosenki i sentymentalne gadżety z lat dziewięćdziesiątych. Dodatkowym plusem jest oddanie polskiej mentalności, która rozgrzesza jumę jako odzyskiwanie tego, co "oni" kiedyś nam zabrali.   Zakończenie? Powiem tylko, że banalne. Dlaczego nie zostawimy po prostu otwartego zakończenia? Western. Głęboki off przy tworzeniu teledysku dla Kazika wykorzyształ szanse na westernową koncepcję, od której odszedł reżyser, z bardzo dobrym skutkiem. Nawet po kilku dniach od obejrzenia seansu mam mieszane uczucia. Ciekawe, kino. Najzabawniejsze jest szukanie odniesień do innych filmów. Szkoda, że szansa na naprawdę dobry film rozliczeniowy nie została wykorzystana. 

Komentarze

  1. Dzieli nas chyba duża rożnica wieku, ale Yumę odebraliśmy podobnie. Lubię Twój blog. Każdy post... lekcją dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz