Jak być kobietą? No właśnie, jak?

KSIĄŻKA NA LATO. Mam nadzieję, że nie wyczuliście w tym stwierdzeniu tonu ironicznego. A nawet jeśli to była ona z mojej strony zupełnie nie zamierzona. "Jak być kobietąCaitlin Moran jest idealną książką na lato, ma w sobie wszystkie najlepsze cechy gatunku - humor, lekkość i jeszcze raz nieprzerwane salwy śmiechu. Poleca Nigella Lawson. Bogini kulinarna. Zachęcające. Kobieta, która uwielbia przesadę, dużo tłuszczu, dużo cukru i dużo smaku. Liczę po cichu na smaczki sięgając po "Jak być kobietą". I dostaje smaczki podane na srebrnej tacy. 


O czym jest ta książka? Temat mieści się całkiem po prostu w tytule - "Jak być kobietą". Autorka serwuje nam swoje życie pod kątem tego aspektu. Streszczeniem książki może być cytat: "Kiedy Simone de Beauvoir powiedziała: "Nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje", nie miała pojęcia o ogromie problemu."

Czy feminizm jest jeszcze aktualny? Czy został odstawiony na akademicką półkę? Czepiamy się feministek, że plotą głupoty a jednak nikt nie czepia się faktu, Dody, Grycanek, czy innych celebrytów, którzy nie mają nic do powiedzenia. Caitlin Moran skupia się nie tylko na feminizmie, ale na samym dorastaniu, akceptowaniu siebie, swojego ciała oraz społecznych ról. "Jak być kobietą" jest napisane zabawnie, zupełnie nie kontrowersyjnie, to miła lektura, która na plażę na poprawę humoru.

"Jest(em) za polityką Zero Tolerancji dla Wszystkich Patriarchalnych Bzdur. (...) w XXI wieku nie musimy brać udziału w marszach przeciwko rozmiarowi zero lansowanemu przez modelki, śmiesznej pornografii, klubom go-go i botoksowi. Nie musimy wywoływać zamieszek ani brać udziału w strajku głodowym. (...) Musimy tylko przez chwilę spojrzeć sobie uczciwie w oczy i zacząć się z tego śmiać."

P.S. Napomniana przez Anonimową zaznaczam, że książka zawiera język nie przez wszystkich uważany za akceptowalny, więc jeśli masz wrażliwe ucho, nie sięgaj. 

Komentarze

  1. Lekka lektura? Chyba jednak nie dla wszystkich. Przy trzecim rozdziale nie byłam już w stanie brnąć dalej w tekst, w którego każdym akapicie roi się od określeń typu: "jeb..ko" i "piz.a". Czy naprawdę to nasze "wyzwolenie" musi polegać na przyzwoleniu na takie nazewnictwo? Książka rzeczywiście jest humorystyczna, ale uważam, że w recenzji należy zaznaczyć, iż nie jest to lektura dla osób wrażliwych na piękno języka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja uwaga została dodana do recenzji. Dalej będę się upierać, że to lekka lektura. Mimo języka, którym posługuje się autorka, swoją drogą fakt, że drażni on może wynikać z tłumaczenie, wiele "przekleństw" w języku angielskim nie ma tak negatywnego oddźwięku jak ich tłumaczenia w języku polskim.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz