"Wichrowe Wzgórza" na dużym ekranie po raz kolejny.

Na moim blogu książkowym, który poszerzył ostatnio swoją zawartość o nie książkowe dzieła, nie miałam jeszcze okazji pisać o mojej miłości do Andrei Arnold. W tym momencie zamierzam nadrobić to niedopatrzenie, chcę jednak z góry zaznaczyć, że moja miłość do reżyserki, zresztą jak każde uczucie ma swoje górki i dołki, więc proszę się nie spodziewać samych peonów.

Andrea Arnold

Na moim poprzednim blogu pisałam o doskonałym filmie jej autorstwa pt. "Fish Tank", recenzja tutaj. "Fish Tank" to historia dziewczyny z blokowisk, której pasją i ucieczką jest taniec, temat może wydawać się banalny, a jednak od pierwszej sceny zaczarowując nas swoją barwnością, doskonale skomponowanymi kadrami, świetnymi dialogami i doskonałą grą aktorską. Brytyjska reżyserka popełniła jeszcze jedną fabułę, "Red Road", film o kobiecie, która pracuje jako operatorka monitoringu i pewnego dnia na nagraniu dostrzega mężczyznę związanego ze śmiercią męża i córki. Oba filmy przyniosły jej nagrodę BAFTA. Andrea Arnold może się pochwalić także Oscarem za najlepszy film krótkometrażowy pt. "Osa". Wszystkie filmy, które Andrea Arnold nakręciła, aż do "Wichrowych wzgórz" opowiadały o brytyjskich blokowiskach i ludziach, którzy je zamieszkują. Nawiązywały do najlepszych twórców kina społecznego Wysp, takich jak Ken Loach, czy Mike Leigh, dlatego dużym zaskoczeniem dla mnie była wiadomość, że reżyserka podjęła się adaptacji klasycznej powieści Emily Bronte.


Chyba każdy wie, o czym są "Wichrowe wzgórza", któż bowiem nie słyszał o romansie Heatcliffa, przybłędy cygańskiego pochodzenia i Catherine Earnshaw, córki ziemianina. Tych dwoje poznaje się w dzieciństwie, zaczyna się wzajemna fascynacja przerwana ślubem Catherine z sąsiadem Edgarem Lindonem. Powieść toczy się dalej, a Arnold nakręciła film tylko do tego momentu. Innowacją w porównaniu z poprzednimi adaptacjami i największą kontrowersją przed premierą jest fakt obsadzenia w roli Heatcliffa czarnoskórego aktora. Znacząca innowacja w stosunku do powieści miała ja uwspółcześnić, zwrócić uwagę na konflikty na tle rasowym, oglądając dzieło miałam wrażenie, że ta koncepcja nie została wykorzystana, być może reżyserka przestraszyła się krytyki, nie wiem. Wcześniej nie miała problemów z ukazywaniem kwestii społecznych, w tym filmie jedynie je naszkicowała. 

Rolę Catherine gra znana z serialu "Skins" Kaya Scodelario. 

"Wichrowe wzgórza" zostały nagrodzone na festiwalu w Wenecji Złotą Osellą za zdjęcia. Zdjęcia, które oddają wilgotność, ziemistość i mroczność Wichrowych wzgórz. Jeden z polskich recenzentów po obejrzeniu filmu napisał, że ma wrażenie, że oglądał prognozę pogody. Jest w tym stwierdzeniu słuszność reżyserka bowiem dużą wagę przywiązuje do odtworzenia krajobrazu, chłodu i błota, które otaczają bohaterów, a także nieustannych deszczy, które na nich padają. Tak jakby chciała ubrudzić historię Wichrowych Wzgórz. 


Przyroda jest ogromną siłą w tym filmie. To ona rządzi ich życiem, a to, że są jej częścią determinuje ich zwierzęcość. Andrea Arnold odkrywa zwierzęcą stronę natury swoich bohaterów, pozwala im na uwolnienie pragnień i przekraczanie granic. W tym mrocznym klimacie nie dzieją się rzeczy dobre, państwo Earnshaw to ludzie rozczarowani, próbujący zgodnie ze swoimi przekonaniami wychować dzieci, które fascynuje mrok, przemoc i inność. Mała Cathy prosi ojca, żeby przywiózł jej z miasta bicz, przywozi Heatcliffa, który staje się jej "biczem", naturą, którą ona w sobie tłumi. On jest zapalnikiem, który sprawia, że cały świat Wichrowych Wzgórz płonie. Pełna przemocy fascynacja młodych ludzi jest interpretowana jako aluzja do współczesnych związków, chorych i uzależniających. Dzika namiętność zderza się z dorosłością, bohaterka musi dokonać wyboru, którego zawieszony w ciemności bohater nie zdoła zrozumieć. Przeciwko któremu buntuje się uderzając głową o ścianę i wspominając utraconą ukochaną. 

Mumford&Sons "The Enemy"

"Wichrowe wzgórza" to film o dehumanizacji, człowieku, który staje się zwierzęciem. Andrea Arnold podsuwa nam mroczniejszą interpretację powieści, swego rodzaju ostrzeżenie, ale nie podaje nam jej w przystępnej formie. Film jest pięknie nakręcony, ale mimo to nużący i to odbiera mu wartość. Nie ma w nim muzyki, jedynie odgłosy przyrody. Film kończy się jednak piosenką Mumford&Sons "The Enemy", gdzie piosenkarz śpiewa, że by dano mu nadzieję w ciszy, nie mówiono o złamanym sercu, bo to nęka jego duszę, ale czy on ma duszę? Lubię Mumford&Sons, ale według mnie ich piosenka rozbija koncepcję, bo oto fim, o tym, że sentymentalna miłość nie istnieje kończy się sentymentalną piosenką, trochę to niekonsekwentne. Reżyserka serwuje nam zbyt dosłowny obraz ciemności w wykonaniu Heatcliffa i słonecznej posiadłości Lindonów jako alegorii światła i nadziei. A może tylko Catherine zawieszona między fascynacją zwierzęcością, a wygodnym życiem u boku Edgara wydaje się prawdziwa? Na koniec powiem tylko, że jest to film, który nie został przemyślany do końca, niemniej jednak z ambitnymi aspiracjami i pięknymi zdjęciami. 

Na koniec doskonała interpretacja "Wichrowych wzgórz" w piosence Kate Bush. 

Komentarze

  1. świetna recenzja, naprawdę bardzo mi się podobała;] Zachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu, abym i ja mogła poddać go własnej ocenie ;] Ciekawa jestem tego rodzaju adaptacji książki.
    a tymczasem zapraszam na mojego bloga: www.stapacpocienkimlodzie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję za komplement:) i oczywiście za zaproszenie, będę zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz