Kolejny odlot Paula Sorrentino

Pobite gary, wiem, że post ten publikowałam na blogu, który właśnie likwiduję i przenoszę tutaj. UWIELBIAM ten film, więc nie mogłam się oprzeć. 

Nagroda Jury Ekumenicznego na Festiwalu w Cannes

Paula Sorrentino, reżysera filmu znam od jakiegoś czasu, recenzowałam już jego poprzedni, doskonały film pt. "Boski" (recenzja tutaj). Pisałam o tym, co jest centrum zainteresowania Sorrentino - CZŁOWIEK. W jego amerykańskim debiucie punkt ciężkości nie został przeniesiony, reżysera dalej interesuje jego bohater. Nie ma znaczenia, jak bardzo ekscentryczny jest z wyglądu, bo ani przez chwilę nie traci na ekranie swojego człowieczeństwa, co więcej z każdą minutą staje się  w naszych oczach coraz bardziej ludzki.


W jednym z wywiadów, które ukazały się w prasie z okazji polskiej premiery filmu, reżyser opowiadał, o tym jak uzyskał Seanna Penna dla swojego filmu. Okazuje się, że to wielki aktor sam się do niego zgłosił. Penn był szefem Jury w Cannes w 2008, gdzie Sorrentino pokazywał "Boskiego". Film ten został nagrodzony Nagrodą Jury i Penn wręczając laur reżyserowi powiedział, że chce zagrać w jego następnym filmie. Reżyser spodziewał się, że była to kurtuazyjna uwaga, do czasu gdy Sean Penn naprawdę zadzwonił.


Po moim pełnym anegdot wstępie zadajecie sobie pewnie pytanie, o czym właściwie jest ten film. Cheyenne (Sean Penn) to ekscentryczny rockmen, który dni swojej świetności wydaje się mieć za sobą. Obecnie zajmuje się graniem na giełdzie i robieniem zakupów, a jego hobby jest granie z żoną (świetna Frances McDormand) w squosha i swatanie swojej nastoletniej przyjaciółki (Eve Hewson) z chłopakiem z restauracji. Jego dni mijają jednotorowo, do czasu...


....do czasu, gdy dowiaduje się,  że jego ojciec, z którym nie utrzymywał zbyt serdecznych kontaktów umiera. Cheyenne dowiaduje się wtedy, że jego ojciec całe swoje życie poświęcił na poszukiwanie swego prześladowcy z Oświęcimia, postanawia dokończyć misję ojca. Aż się ciśnie na usta ironiczne stwierdzenie, kolejny film o Holocauście, i wszyscy wiedzą co ono oznacza, łzawe kino o złych Niemcach i biednych Żydach (proszę mnie źle nie zrozumieć, ale ostatnimi czasy filmy o Holocauście są na coraz niższym poziomie, wyjęłabym z tego stwierdzenia "W ciemności" Holland, wydaje się,  że temat Holocaustu został wyeksploatowany w kinie). A jednak Sorrentino nie serwuje nam typowego Holocaust-movie, ale coś bardziej zbliżonego do amerykańskiego kina drogi.


Cheyenne przemierza Stany Zjednoczone i możemy razem z nim podziwiać nie tylko ich piękno, ale także brzydotę. Wydaje się, że reżyser celowo zaangażował aktorów o niezbyt przyjemnej aparycji, by dodać filmowi brzydoty i tym samym prawdziwości. Każdy ze spotkanych ludzi ma za sobą jakąś historię, niezwykle ciekawą historię.


Właśnie te historie, małe epizodziki razem z doskonale napisaną rolą Cheyenna kształtują atmosferę filmu. Sean Penn tworzy w tym filmie jedną z najlepszych swoich kreacji. Nie wiemy do końca, czy jego Cheyenne jest dzieckiem w skórze dorosłego, czy może cierpi na depresję.  Mówi cicho, a jednak słowa, które wypowiada są ważne, często ironiczne, odbija się w nich niezwykły zmysł obserwacji i dystans do świata bohatera. Kostium może na początku drażnić, ale z czasem, choć może to się wydawać niemożliwe wtapia się w otoczenie i zaczynamy rozumieć, że ten kostium jest częścią Cheyenna, jego tożsamością.


Wielokrotnie pisałam, o tym jak nie znoszę polskich tłumaczeń amerykańskich tytułów, ten przypadek drażni mnie zdecydowanie najbardziej, bo ograbia tytuł z treści. "This must be the place" to tytuł piosenki, którą po raz pierwszy wykonali Talking Heads, a cover zrobili Arcade Fire. W jednej ze scen filmu Cheyenne, który od lat nie miał gitary w ręku daje się namówić małemu chłopcu na wspólne zagranie tej piosenki. Na naszych oczach Cheyenne wychodzi powoli ze swojej skorupy. I jest to jedna z najpiękniejszych historii o szukaniu siebie, które widziałam. A dodatkowym plusem jest reżyseria Sorrentino, nie znam innego reżysera, która komponuje kadry w tak doskonały sposób. 

Komentarze