Gawęda Sandora Marai

Gawęda
Nie wszyscy lubią gawędy.  Można podzielić świat na ludzi, którzy ich nie lubią i którzy je uwielbiają. Ja należę do tej drugiej kategorii. Uwielbiam, kiedy spotykam kogoś, kto naprawdę potrafi opowiadać, snuć opowieść za opowieścią, splatać je ze sobą i przechodzić płynnie od jednej do drugiej. Sandor Marai umie opowiadać.


Kim jest Sandor Marai?
Urodził się jako Sandor Grosschmidt w 1900 r. w Kassa (dzisiejsze Koszyce), pochodził z patrycjuszowskiej rodziny saskich osadników. Jego rodzina w ciągu XIX wieku całkowicie i świadomie się zmadziaryzowała. Pochodził z rodziny prawniczej, jego ojciec był posłem z Koszyc do parlamentu w Pradze, napisał też książkę o losach mniejszości węgierskiej na Słowacji. Przez matkę spokrewniony z rodziną Imre Madacha, największego dramatopisarza węgierskiego. 


O czym jest książka?
"Wyznania patrycjusza" to książka, w której Sandor Marai, chłodno i z nieubłaganą precyzją przeprowadza remanent życia patrycjatu. Jego historia jest historią klasy. Opisuje mit i kryzys warstwy, która wyznawał wprawdzie postępowe idee, ale ale nie była w stanie przyjąć konsekwencji wynikających z tych poglądów. Pisarz przeżył ten konflikt na własnej skórze, uciekł przecież od własnej rodziny i środowiska, by po latach tworzyć jego mityczny portret.  Przed wami historia człowieka, który urodził się na granicy wieków, z tego faktu wynika bagaż doświadczeń i wydarzeń, który pisarz nosił w sobie przez całe życie.

"Ze zdumieniem spostrzegam niekiedy, że bliżsi mi są pod wpływem gustu i stylu sześdziesięciolatkowie niż ludzie dwudziestoparoletni. Tak jest z nami wszystkimi, którzy urodziliśmy się w ostatnich triumfalnych chwilach tej "klasy". Kto z nas dziś pisze, pisze tak, jakby chciał zostawić świadectwo... świadectwo tego, że wiek, w którym się urodziliśmy, głosił niegdyś triumf rozumu. Do ostatniej chwili, póki będzie mi dane stawiać litery, chcę zaświadczać, że była kiedyś epoka, a w niej kilka pokoleń, które głosiły triumf rozumu nad instynktami, wierzyły w siłę oporu ducha, który zatrzyma stadne dążenie do śmierci. Nie jest to zbyt wiele jak na program życiowy, ale nie chcę inaczej. Jedno, co wiem, to to, że świadectwu temu na swój bezlitosno-oddany sposób chcę pozostać wierny. To prawda, widziałem i słyszałem Europę, żyłem kulturą... czyż mogę dostać od życia więcej? Tak więc stawiam tu kropkę i jak jedyny ocalały po przegranej bitwie niedobitek, który przyniósł o niej wieść, i ja pragnę już tylko wspominać i milczeć."

*przy pisaniu recenzji korzystałam z posłowia autorstwa Teresy Woronowskiej.

Komentarze