Zakochany "Barbarzyńca w ogrodzie"


"Tedy mówią przyjaciele: no, dobrze, byłeś tam, widziałeś dużo, podobał ci się i Duccio, i kolumny doryckie, witraże w Chartres i byki z Lascaux — ale powiedz, co wybrałeś dla siebie, jaki jest twój malarz, którego nie oddałbyś za żadnego innego. Pytanie wbrew pozorom sensowne, bo każda miłość, jeśli jest prawdziwa, powinna niszczyć poprzednią, porażać całego człowieka, tyranizować i żądać wyłączności. Więc zastanawiam się i odpowiadam: Piero delia Francesca."

"Narodzenie" Piero delia Francesca

Tak oto zaczyna się przedostatni esej Zbigniewa Herberta ze zbioru "Barbarzyńca w ogrodzie". Pisarz opisuje kolejno swoje spotkania z tym doskonałym malarzem, pierwsze w Londynie, gdzie pisarz zakochał się w jego malarstwie i jego decyzję, by pielgrzymować do innych jego dzieł, czego konsekwencją jest podróż po Włoszech. W historię swoich podróży autor wplata życiorys uwielbianego artysty, cechy charakterystyczne jego malarstwa, odtwarza stan umysłu malarza z chwili tworzenia działa i jego zamysł twórczy. 

"Sen Konstantyna" Piero delia Francesca

"To, co uderza widza, to ogromny spokój emanujący z fresków Pietra.", pisze Herbert. "Nad walką cieni, konwulsjami, hałasem i wściekłością zbudował Piero delia Francesca lucius ordo, wieczysty porządek, wieczysty porządek świata i równowagi." Herbert wyraźnie dostrzega w dziełach swojego ulubionego malarza transcendentność, jest w jego miłości do malarza jest pełna zachwytu, ale i zrozumienia, a także przekory w objawiającej się w wyborze obiektu afektacji.

A czy wy macie malarza, w którego dziełach zakochaliście się od pierwszego wejrzenia? 

Komentarze