"Krew świętego Januarego" - S. Marai

Kocham Sandora Marai.
Ta książka broni się sama. Więc opiszę ją jej własnymi słowami.


Z początkiem wiosny rozeszła się wieść, że na Posillipo w pawilonie ogrodowym mieszka pewien człowiek, który chce zbawić świat.”

„Nie widziano w tym nic osobliwego. Po pierwsze, o cudzoziemcach, zwłaszcza o Anglikach, można było myśleć wszystko. Poza tym to naturalne i wcale nie takie rzadkie zjawisko, że ktoś chce zbawić świat. Pan Jezus też zbawił świat.”

„Neapolitańczycy uważali cud za coś zupełnie prawdopodobnego, jako jedną z możliwości. Komunizm miał wielu zwolenników, lecz widziano w nim raczej pewien rodzaj dopuszczonego szantażu, Komuniści, jeśli byli prawdziwymi Włochami, nie wierzyli w nic innego prócz cudu.”

"- W Rosji - powiedział komunista - wszyscy lubią pracować. Są tam stachanowcy, którzy już wykonują tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt procent normy. Naprzód wykonali całą swoją robotę, tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt procent normy. Lubią pracować, bo pracują dla ludu. 
Śmieli się cicho."

"- Nie ma pewności, że ci ludzie chcą jeszcze powrócić do domu. (...) Wszyscy dawni uchodźcy chcieli wrócić do domu. Chcieli się zemścić, dlatego chcieli wrócić do domu. Tymczasem ci nowi, chcą już tylko wyjechać. Jak najdalej!"

"Kiedy wysłuchujemy tych ludzi, którzy przybywają zza żelaznej kurtyny, da się odróżnić dwa rodzaje głosów. Pierwszy - to oskarżenie. To było nie do zniesienia, powiadają. Kiedy pytamy ich, co takiego było nie do zniesienia, odpowiedź czasami jest prosta...Czasami nie jest taka prosta. Nie do zniesienia było pozbawienie ich majątku albo fabryki, albo prawa do wykonywania zawodu. Nie do zniesienia były prymitywne formy życia,  jakie stworzono dla tych, którzy nie należeli do kasty wybranych. 
Mówili, że nie do zniesienia był strach, nieustająca podejrzliwość. Strach, w dzień, w nocy, w domu i w pracy. (...)
Kiedy człowiek nasłucha się takiej ilości pojedyńczych skarg, a potem zsumuje to, co słyszał, w  końcu zrozumie, czym w gruncie rzeczy jest to, co słyszał, w końcu zrozumie, czym w gruncie rzeczy jest to, czego nie można wytrzymać... Tym ludziom, którzy uciekli zza żelaznej kurtyny, i reszcie, setkom milionów, jakie tam żyją, system odebrał wszystko, co było skrojone na miarę człowieka, a w zamian dał powszednią rzeczywistość, która nie jest skrojona na miarę człowieka. Ponadto dał obietnicę, że za taką nieludzką cenę zbuduje coś w dalekiej przyszłości... zbuduje społeczeństwo bezklasowe, wspólnotę komunistyczną. To obiecuje system. ale, ci którzy w teraźniejszoścui nie żyją życiem skrojonym na miarę człowieka, mogą nie doczekać owej przyszłości - naziści i komuniści zawsze obiecują zbawienie w perspektywie stulecia - i ludzie pewnego dnia czują, że że ich życie jest całkowicie beznadziejne, że nie mają na co czekać."

Sandora Marai bronić nie trzeba. On broni się sam. Wybiera sobie prostą historię, która staje się dla niego zapalnikiem do napisania niezwykle kompleksowych rozważań o emigracji i religii. Sandora Marai trzeba znać i trzeba czytać. Polecam nie tylko na Święta. 

Komentarze