"Kobieta do zjedzenia" M. Atwood

Uwierzycie, że to pierwsza książka Atwood, którą czytałam? Może to i lepiej, bo zaczęłam od pierwszej Atwood i jeśli będę ją dalej czytać (a zamierzam), będę obserwować jej rozwój pisarski. To może być dobra zabawa...


Marion, główna bohaterka powieści, ma wydawałoby się wszystko - wykształcenie, rodzinę, narzeczonego, który, jak się wydaje ją kocha, szaloną współlokatorkę i pracę, która może nie jest najbardziej pasjonująca, ale już niedługo ma ją porzucić dla wygodnego życia u boku przyszłego męża. 

Jej życie wydaje się zwyczajne i na swój sposób uporządkowane. Wiele kobiet bez większego problemu by się w nim odnalazło, a jednak Marion zaczyna je kwestionować, poszukując czegoś większego. Stara się dopasować, ale działa coraz bardziej wbrew sobie. Na domiar złego w jej życiu pojawia się Duncan, student anglistyki, jeszcze bardziej pogubiony niż ona oraz niestrawność, która nie chce jej opuścić.

Być może "Kobieta do zjedzenia" nie jest to największe osiągnięcie pisarki, a jednak to przyjemna historia o wahaniu i poszukiwaniu swojej drogi. Dodatkowym atutem jest opisanie stanu świadomości kobiet z lat sześćdziesiątych, sytuacji w której się znajdowały ich możliwości i rozterek. Przyjemna lektura. 

Komentarze