"Żar" S. Marai

To już oficjalne - Sandor Marai to mój nowy, ulubiony pisarz!!!


Było sobie dwóch przyjaciół. Węgier francuskiego pochodzenia i Galicjanin z matki Polki. Przyjaciół od dzieciństwa. "Nie musieli "nawiązywać przyjaźni", jak to zwykli robić rówieśnicy, pośród śmiesznych i uroczystych ceremonii, z dodającą odwagi namiętnością, tak jak to jest, kiedy między ludźmi pojawi się pożądanie w nieświadomej i karykaturalnej formie, kiedy jeden człowiek po raz pierwszy chce odebrać światu ciało i duszę drugiego człowieka, aby jedno i drugie należało już tylko do niego. Taki jest przecież sens miłości i przyjaźni. Przyjaźń ich była tak poważna i pozbawiona słów, jak każde wielkie uczucie, które ma trwać całe życie. A w każdym wielkim uczuciu, także i w tym, jest wstyd i świadomość grzechu. Człowiek nie może bezkarnie zabrać innemu drugiego człowieka."

Węgier, syn generała, zaprasza przyjaciela do swojego domu, traktuje jak brata. Galicjanin mieszka z dala od rodziny, traktuje dar przyjaciela zupełnie naturalnie, staje się jego bratem, bo jego własna rodzina ledwo wiążę koniec z końcem. "-A nie jest ciężko tak żyć. Jakbym nie należał do siebie. Kiedy choruję ogarnia mnie przerażenie, że trwonię cudzą własność, coś co nie jest w pełni moje, moje zdrowie."


Przez lata żyją ze sobą i tylko dla siebie, aż pojawia się ona, żona generała. "Krystyna jest zmęczona, nie chce jej przeszkadzać. Pamiętnik prawdopodobnie zabrała do swojego pokoju, tak sobie myślę (...). Nie chcę jej przeszkadzać, jutro zapytam, czy ma mi coś do przekazania naszym szyfrem, za pośrednictwem naszego pamiętnika. Bo musisz wiedzieć, że ten poufny zeszyt, o którym mówimy jest czymś takim, jak nieustanne miłosne wyznanie."

Poznajemy ich kiedy spotykają się po latach, by wyjaśnić sobie wszelkie niedomówienia, by móc zrozumieć swoje decyzje. Marai tworzy świat pełen skomplikowanych relacji, niewyjaśnionych sytuacji, żalu i żaru, który zżera bohaterów, tak jak ogień w kominku zżera kawałki drewna. 

Komentarze