"Pamiętnik z powstania warszawskiego" M. Białoszewski

Białoszewski: "Rozmawiamy, nagle strzelanina. Potem tak jakby broń grubsza. Słychać działa. I w ogóle różne rodzaje. Aż krzyk:
- Hurraaa...
- Powstanie - od razu powiedzieliśmy sobie, tak jak i wszyscy w Warszawie. Dziwne. Bo tego słowa nie używało się przedtem w życiu. Tylko z historii, z książek. Już  nudziło. A tu raptem... jest i to takie z "hurraaa" i tłumem na łubudubu."


Bialoszewski: "Teraz mam czterdzieści pięć lat, po tych dwudziestu trzech latach, leżę na tapczanie cały, żywy, wolny, w dobrym stanie i humorze, jest październik, noc, 67 rok." Pisze z perspektywy czasu, a jednak jego relacja nie pozostaje zdezaktualizowana, ani w żaden sposób uboższa. Pisarz opowiada nam o swojej przeszłości, opowiada stosując urywaną narrację i dygresje, przez co jego opowieść staje się bardziej wiarygodna i w bardziej przystępny sposób trafia do czytelnika. 

Białoszewski: "Chciałem, żeby wszyscy się dowiedzieli, że nie wszyscy strzelali, chciałem pisać o powszechności powstania." Jego misja spełniona jest w stu procentach. Miron Białoszewski wziął udział w dyskusji o patriotyzmie, bohaterstwie i walce o przetrwanie spychając ją na zupełnie nowe tory, sprawiając, że stała się ona jeszcze pełniejsza.

A jednak po publikacji "Pamiętnika z powstania warszawskiego" wybuchło wiele sporów. Czy "cywil" miał prawo opisywać jak chował się po piwnicach, kiedy nie znamy wielu relacji bohaterów? Dlaczego młody człowiek przebywający w stolicy nie walczył? Czy powstanie opisywane w taki właśnie sposób nie obdziera się z bohaterstwa? Spór o książkę wygasł, choć może nie do końca, czasami powraca na lekcjach polskiego, a książka nadal pozostaje wciąż aktualnym, ważnym głosem w dyskusji o bohaterstwie, a także doskonałym przykładem oryginalnej narracyjnie współczesnej prozy.

Komentarze