Eichmann w Jerozolimie - Hannah Arendt

Relacjonowanie procesu politycznego nie jest rzeczą łatwą. Należy pokusić się o bezstronność, otwartość umysłu i trzeźwość osądów, należy zdystansować się od własnej narodowości, jej krzywd i win, nie jest to zadanie proste, kiedy będąc samemu Żydówką relacjonuje się proces jednego z twórców "ostatecznego rozwiązania", a jednak to zadanie zostało zrealizowane przez Hannah Arendt.



Jednym z zadań, które postawiła sobie na wstępie autorka było ukazanie oskarżonego jako człowieka. "Na przekór intencjom Bena Gurion i wszelkim wysiłkom oskarżycieli miejsce na ławie oskarżonych zajmował ciągle pojedyńczy człowiek, istota z krwi i kości; o ile zaś Bena Gurion "absolutnie nie interesowało, jaki wyrok zapadnie w sprawie Eichmanna", nie sposób zaprzeczyć, że jednym zadaniem sądu w Jerozolimie było właśnie wydanie wyroku."

Arendt przedstawia Eichmanna jako słabego człowieka, niezbyt inteligentny, nie pamiętający swoich czynów i niepotrafiący się bronić. Bohater, o którym pisze  Arendt nie jest ociekającą rządzą krwi personą, ale mało inteligentnym pionkiem w wielkiej grze. I w tym momencie warto skonfrontować się z podtytułem książki "O banalności zła". Człowiek w pewnym momencie staje przed wyborem, i często wybiera to co jest najłatwiejsze i najbardziej korzystne. Zło.

Książka  Arendt to fascynujący reportaż sądowy relacjonujący jeden z najgorętszych procesów lat sześćdziesiątych. Proces człowieka-symbolu, który został uznany za jeden z mózgów "ostatecznego rozwiązania". Proces, który szeroko komentował cały świat. Jeden z procesów, w którym na długo przed zapadnięciem ostatecznego orzeczenia sądowego media wydały własny wyrok. 

Istotnym wątkiem reportażu  Arendt jest problem teatralizacji procesu sądowego. Rozprawa obserwowana przez cały świat i szeroko komentowana. Staje się procesem pokazowym, pojawiają się spekulacje na temat wyroku, pojawiają się także wyraźne oczekiwania. Rozprawa Eichmanna jest symbolem walki z nazistowskim "ostatecznym rozwiązaniem". Symbolem zadośćuczynienia i poszukiwania sprawiedliwości.

Arendt nie wydaje własnych sądów, ale poddaje czytelnikowi materiał do przemyśleń. Wycofanie się autorki nie nadaje, moim zdaniem książce audentyczności, wręcz przeciwnie, staje się ona chłodna. Rozumiem zamierzenie autorki o całkowitej bezstronności, mające na celu podkreślenie człowieczeństwa oskarżonego, które miałoby być argumentem potwierdzającym tezę o banalności zła. Zbyt mało jest tu jednak poruszona sama kwestia banalności zła, odnoszę wrażenie, że był to tylko chwytliwy, swoją drogą bardzo słuszny podtytuł, odsunięty niestety na boczny tor. Warto przeczytać, by wyrobić sobie własną opinię, w końcu to świetnie napisany klasyk reportażu sądowego i co ważniejsze książka ukazująca proces pokazowy jako niezwykle interesujący schemat działania mediów i polityki na opinie społeczne i sterowanie tymi ostatnimi. 

Komentarze

  1. Arendt a nie Ardent

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję za korektę, będę musiała teraz uważać na to nazwisko, bo wydaje się, że w moim mózgu zakodowałam sobie złą wersję. jeszcze raz dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz