Zły - Leopold Tyrmand

Trochę czasu zabrało mi przebrnięcie przez Tyrmanda. W końcu to niebagatelne sześćset stron. Cudowne wydanie z lat osiemdziesiątych. Stary pachnący bibliotekami papier, nierozdzielone dialogi - i dzięki Bopgu, bo książka miałaby z tysiąc pięćset stron,  rysunki w PRLowskim stylu, prawdziwa książka z duszą.



"Zły" to nie tylko jak pisał Gombrowicz powieść kryminalna i romans w jednym, ale to przede wszystkim opowieść o Warszawie lat pięćdziesiątych. O mieście, które z własnej woli opuściłam i za którym, przynaję, czasami nawet tęsknię. Miło było przejść się warszawskimi uliczkami razem z bohaterami powieści.

"Mojemu rodzinnemu miastu -  Warszawie. AUTOR"


"Warszawski kurz...
Warszawski kurz i pył lat odbudowy...
Jeden z filozofów obliczył, że warszawiacy wdychali wtedy cztery cegły rocznie. Warszawiacy oddychali budową, nie była to metafora, ale ciężka, ceglana i pylasta prawda. Trzeba zaś bardzo kochać swoje miasto, by odbudowawywać je za cenę własnego oddechu. I może dlatego Warszawa z podojowiska gruzów i ruin stała się znów dawną Warszawą, tą samą Warszawą - mimo nowych kształtów ulic i konturów domów - że warszawiacy powołali ją do życia, tchnąwszy w jej ceglane ciało swój własny, gorący oddech."


Autor wyraźnie podkreśla swoją miłość do stolicy. Miło się czyta peony na cześć miasta, którego w Polsce się nie lubi, które mi na początku wydało się szare i przytłaczające, by potem oczarować mnie swoją historią i możliwościami, które daje.



Warszawa była dla mnie ważniejsza niż akcja, kiedy czytałam tę powieść. Nie znaczy to, że akcja nie jest interesująca, nie, łatwo się w niej zatopić. Konstrukcja postaci może wydać sie jednak dosyć jednowymiarowa, gdyby nie postać ZŁEGo, który jest fascynującą personą, odktywanie jego motywacji to bardzo ciekawa zabawa, a dodatkowo wszystko ukazane jest na tle Warszawy lat pięćdziesiątych.

"Żyjemy w cywilizowanym i zorganizowanym społeczeństwie, szanującym prawo. Życie ludzkie ma u nas bardzo wysoką cenę. Ale prawo gwałci się na rozmaite sposoby, pogardę dla niego można okazywać bijąc przechodniów na ulicy i ponizając godnośc ludzi słabszych i spokojnych. Tak, Krzysiu, Warszawa pełna jest w tej chwili naszych rodzimych desperados. Zamiast czarnego sombrerra - oprychówka, zamiast czarnej bluzy i tejże chustki na szyję - sznurowana koszulka piłkarska lub kolorowy sweter pod koszulą. Zamiast nisko wiszacych coltów - cegły, kasety, rurki żelazne..."

Charakterem przypomina książki mojego dzieciństwa Nienackiego, Niziurskiego i przede wszystkim Bahdaja. Jego książka "Uwaga! Czarny parasol!" to pierwszy utwór, od którego tak na prawdę nie mogłam się oderwać. Dostałam nawet uwagę za czytanie go pod ławką na matematyce. "Zły" to dla mnie w pewnym sensie podróż sentymentalna. Same miłe wspomnienia.

Komentarze