Zwykle
latem wybieram książki posługując się prostym kluczem, im
grubsza tym lepsza. Nadrabiam więc wielkie gabaryty, które wpadły
mi w oko w ciągu całego roku. Tym razem na długie wypełnione
książkami wieczory na wsi zostawiłam sobie najgrubszego z
Eugenidesów, „Dziennik” Woolf, „O Pięknie” Zadie Smith,
które jeszcze przede mną. W wakacje czytam coś z klasyki, w tamtym
roku „Nędzników”, którzy awansowali do pierwszej dziesiątki
moich ulubionych książek i „Idiotę” Dostojewskigo, w tym roku
„Biesy” i może coś jeszcze – przecież zostały trzy tygodnie
września, masa czasu na czytanie. Może macie jakieś propozycje?
„Krzyżówka”
Anity Haliny Janowskiej trafiła do mnie zupełnym
przypadkiem, słyszałam o niej jakiś czas temu. A podczas ostatniej
wizyty w bibliotece zwróciła moją uwagę stojąc sobie z boku na
małej półeczce. Niepozorną książeczkę trudno nazwać
biografią, czasem zabawnych, czasem smutnych losów jej rodziny.
Tytułowa krzyżówka to pojęcie wcześniej mi nieznane,
stworzone w czasach nazizmu na podstawie dzieła żadnej klasy
literackie, czyli „Mein Kampf” Hitlera, dotyczące osób
zrodzonych z Niemca i Żydówki (lub kombinacji odwrotnej).
Bycie
krzyżówka nie miało większych konsekwencji dla rodziny autorki,
oprócz tych najbardziej oczywistych, takich jak przymus ukrywania
matki-żydówki, dziewczynki urodzone przed wprowadzeniem nowego
prawa nie zostały uznane za zrodzone w konsekwencji czynu karalnego.
Niemcy sami nie wiedzieli, co zrobić z dziećmi takimi jak autorka.
Wojna
nie odcisnęła wielkiego piętna na życiu rodziny, obeszła się z
nią wręcz łagodnie. Po wojnie Janowska zaczyna dorastać, zdarzają
się jej pierwsze miłości, nowy szwagier, szkoły, obozy, choroby.
W polskiej szkole trudno było być dzieckiem Żydówki, natomiast w
żydowskiej Niemca. Cała książeczka to ciekawa opowieść pisana
bardzo fragmentarycznie. Ja traktowałabym ja jako przystawkę do
listów Janowskiej i Andrzeja Czajkowskiego, które samym opisem
fascynują, to właśnie na nie ostrze sobie zęby. Tymczasem nie
żałuję, że sięgnęłam po „Krzyżówkę”...
Ja w te wakacje brnęłam przez klasykę myśli feministycznej, m.in. przez "Mistykę kobiecości" Betty Friedan - około 500 stron, może na dwa wieczory Ci wystarczy ;) Momentami trochę lanie wody i przekazywanie na 20 stronach treści, którą można zawrzeć na 2, ale poza tym chyba okej.
OdpowiedzUsuńWrzesień też w Zabużu?
ja mam na oku friedman. czarna owca wydała jeszcze książkę susam faludi, którą zamierzam przeczytać.
Usuńjestem w Warszawie na praktykach. odezwę się w przyszłym tygodniu, bo teraz mam trochę zawirowań z rozliczeniem roku.
Ok, trzymam za słowo ;) To Ci opowiem, jak Bratysława mnie znokautowała ciosem prosto w nos i w jakim (wielkim) stylu obroniłam licencjat zdobywając tytuł zawodowy kulturoznawcy (zawsze wiedziałam, że solidny fach w ręku to jest to ^^)
OdpowiedzUsuń